Nie odkryłam jeszcze idealnej pielęgnacji, aby zniwelować moje pory w okolicy nosa, za to odkryłam magiczny sposób aby ukryć je pod makijażem, przedłużyć jego trwałość i zagwarantować matowe wykończenie. Odpowiedzią na moje potrzeby okazała się baza z marki Smashbox Photo Finish Pore Minimizing.
Smashbox Photo Finish Pore Minimizing
Baza dostępna jest na wyłączność w perfumerii Sephora i kosztuje około 160 zł za pojemność 30ml. Jest także możliwość zakupienia mniejszej pojemności - 15ml. Produkt należy do rodziny baz z marki Smashbox, do wyboru mamy także te wygładzające, korygujące koloryt buzi, rozświetlające oraz jednego z moich ulubieńców - Primer Water, którego recenzję znajdziecie w tym wpisie.
Baza ma cielisty kolor, jest dość gęsta, ale bardzo łatwo rozsmarowuje się na skórze przypominając piankę albo mus. Potrzebna jest naprawdę niewielka ilość, aby ukryć pory - nakładam ją tylko i wyłącznie na nos oraz okolice tuż za nim, tam gdzie pory są najbardziej widoczne, w pozostałych częściach twarzy mam tylko i wyłącznie krem. Nie roluje się, nie ściera, za to pozostawia matowe wykończenie i.. od razu robi efekt fotoszopa, wypełnienia porów (a także zmarszczek mimicznych) i niesamowicie wygładza buzię! Nałożone na niej produkty (aktualnie mój ulubiony podkład to również Smashbox Studio Skin) trzymają się bez problemu calutki dzień, nie ślizgają się na bazie. W trakcie dnia baza nie traci swoich właściwości, ciągle wypełnia pory i przedłuża trwałość podkładu. Współgra z każdym podkładem, jaki testowałam, zarówno matujące, kryjące, jak i rozświetlające. Nie wysusza i nie podkreśla suchych skórek.
Opakowanie to pastelowo-fioletowa elastyczna płaska tubka z wyciągniętą szyjką z małym otworem, dzięki czemu możemy wycisnąć produkt do końca, bez obaw o marnowanie go. Duża czarna zakrętka zamyka produkt, który finalnie kupujemy tekturowym opakowaniu, na którym znajdziemy wszystkie informacje.
Czy zapycha? Zdecydowanie nie. Ta strefa (nos i okolice) nie są u mnie aż tak podatne na zapychanie, a kluczem do mojego sukcesu jest odpowiedni demakijaż po całym dniu i pielęgnacja. Jest to baza silikonowa, wypełniająca, więc nie wchłania się do skóry - pozostaje na niej, więc trzeba wykonać porządny demakijaż (np micele + żel albo oleje), aby oczyścić pory. Czy obciąża skórę? I tutaj też śmiało odpowiadam nie. Bałam się tego na początku, jednak teraz widzę, że nic złego ze skórą się nie dzieje, nawet przy codziennym używaniu.
Jest moją ulubioną kremowa bazą z tej rodziny. Uwielbiam ją zarówno ja, jak i moja mama i namiętnie kupujemy kolejne opakowania. Jedno starcza na pół roku codziennego używania. Na tą chwilę nie znalazłam lepszej bazy i razem z mamą zostajemy przy niej! Używam jej także do zdjęć makijażu dzięki czemu moja skóra już w aparacie wygląda jakbym dotknęła jej pędzlem z PhotoShopa i nałożyła blur :D
Smashbox Photo Finish Pore Minimizing
Baza dostępna jest na wyłączność w perfumerii Sephora i kosztuje około 160 zł za pojemność 30ml. Jest także możliwość zakupienia mniejszej pojemności - 15ml. Produkt należy do rodziny baz z marki Smashbox, do wyboru mamy także te wygładzające, korygujące koloryt buzi, rozświetlające oraz jednego z moich ulubieńców - Primer Water, którego recenzję znajdziecie w tym wpisie.
Baza ma cielisty kolor, jest dość gęsta, ale bardzo łatwo rozsmarowuje się na skórze przypominając piankę albo mus. Potrzebna jest naprawdę niewielka ilość, aby ukryć pory - nakładam ją tylko i wyłącznie na nos oraz okolice tuż za nim, tam gdzie pory są najbardziej widoczne, w pozostałych częściach twarzy mam tylko i wyłącznie krem. Nie roluje się, nie ściera, za to pozostawia matowe wykończenie i.. od razu robi efekt fotoszopa, wypełnienia porów (a także zmarszczek mimicznych) i niesamowicie wygładza buzię! Nałożone na niej produkty (aktualnie mój ulubiony podkład to również Smashbox Studio Skin) trzymają się bez problemu calutki dzień, nie ślizgają się na bazie. W trakcie dnia baza nie traci swoich właściwości, ciągle wypełnia pory i przedłuża trwałość podkładu. Współgra z każdym podkładem, jaki testowałam, zarówno matujące, kryjące, jak i rozświetlające. Nie wysusza i nie podkreśla suchych skórek.
Opakowanie to pastelowo-fioletowa elastyczna płaska tubka z wyciągniętą szyjką z małym otworem, dzięki czemu możemy wycisnąć produkt do końca, bez obaw o marnowanie go. Duża czarna zakrętka zamyka produkt, który finalnie kupujemy tekturowym opakowaniu, na którym znajdziemy wszystkie informacje.
Czy zapycha? Zdecydowanie nie. Ta strefa (nos i okolice) nie są u mnie aż tak podatne na zapychanie, a kluczem do mojego sukcesu jest odpowiedni demakijaż po całym dniu i pielęgnacja. Jest to baza silikonowa, wypełniająca, więc nie wchłania się do skóry - pozostaje na niej, więc trzeba wykonać porządny demakijaż (np micele + żel albo oleje), aby oczyścić pory. Czy obciąża skórę? I tutaj też śmiało odpowiadam nie. Bałam się tego na początku, jednak teraz widzę, że nic złego ze skórą się nie dzieje, nawet przy codziennym używaniu.
Jest moją ulubioną kremowa bazą z tej rodziny. Uwielbiam ją zarówno ja, jak i moja mama i namiętnie kupujemy kolejne opakowania. Jedno starcza na pół roku codziennego używania. Na tą chwilę nie znalazłam lepszej bazy i razem z mamą zostajemy przy niej! Używam jej także do zdjęć makijażu dzięki czemu moja skóra już w aparacie wygląda jakbym dotknęła jej pędzlem z PhotoShopa i nałożyła blur :D