facebook google twitter tumblr instagram linkedin
  • Start
  • Kategorie
    • Lifestyle
    • Fashion Diary
    • Beauty & Care
    • Podróże
    • Poradniki
    • Event
  • Serie
    • Basic
    • Long Hair Don't Care
  • Mapa podróży
  • O mnie
  • Kontakt

Emilia Miller


Hej kochani! Jak wiecie z bloga i Instagrama - przez cały styczeń stosowałam odżywkę rzęs REALASH w akompaniamencie tuszu do rzęs UP i kredki do oczu ARROW firmy Orphica. Tak jak napisałam w poście informacyjnym - kurację zaczęłam wraz z pierwszym dniem stycznia nowego roku, a post podsumowujący miał pojawić się w drugiej połowie lutego. Na tą chwilę zakończyłam główną część kuracji, czyli codzienne stosowanie odżywki, a dla utrzymania efektu, o którym zaraz przeczytacie stosuję ją jeszcze co 3-4 dni.


Zapraszam na poprzedni post, gdzie dowiecie się wszystkiego o zawartości mojej paczki, a także więcej informacji o firmie Orphica! Myślę, że nie ma sensu się powtarzać, w końcu przychodzę z recenzją, a nie opowiadaniem!
REALASH - nowy rok, nowa ja, nowe rzęsy | Orphica


Kredka do oczu ARROW
W swojej paczce znalazłam jedną z pięciu dostępnych kolorów - najbardziej uniwersalny i taki, który najbardziej przypadł mi do gustu - klasyczna czerń. Kredka jest wystarczająco miękka, aby nie podrażnić oka przy rysowaniu precyzyjnych cienkich linii, ale jednocześnie też nie jest podatna na samoistne rozmazywanie się. Dzięki temu nie musimy spoglądać w lusterko co 5 minut, żeby upewnić się czy wszystko jest na swoim miejscu. Z łatwością można ją naostrzyć, wkład nie łamie się. Z drugiej strony kredki znajduje się mała, dość sztywna gąbeczka, której przeznaczeniem jest rozcieranie kreski w celu uzyskania efektu smokey eye lub delikatnego podkreślenia linii rzęs. 
Produkt utrzymuję się na górnej powiece cały dzień w każdej wersji, na linii wodnej oka jego trwałość jest zdecydowanie krótsza, jednak nie rozmazuje się. Od momentu jej posiadania, kredka stała się moim stałym elementem codziennego makijażu - najczęściej ląduje ona na górnej linii wodnej oka oraz w miejscu eyelinera, jeśli go nie używam. Kredkę ARROW i jej opis od producenta znajdziecie tutaj, a link do sklepu znajduje się tutaj :)



Tusz do rzęs UP
Produkt zamknięty jest w 8ml miętowej buteleczce. Szczoteczka jest taka jaką najbardziej lubię - drobna i silikonowa. Z łatwością można dotrzeć do każdej rzęsy, zarówno na górze jak i na dole. Tusz jest w kolorze głębokiej czerni i jego zadaniem jest uczynienie naszego spojrzenia wyjątkowym. Konsystencja jest gotowa do użycia tuż po otworzeniu - nie za sucha, nie za morka - idealna! Nie ma mowy o sklejaniu rzęs, z łatwością możemy nałożyć drugą warstwę (pod warunkiem, że pierwsza całkowicie nie zaschnie!). Tusz bardzo wydłuża i podkręca rzęsy. Są one pełne objętości i sprężystości, w dodatku są też bardzo miękkie i nie odkształcają się. Efekt pogrubienia jest niewielki, w porównaniu z moim poprzednim tuszem, jednak wybaczam tę cechę - czerń tuszu jest tak mocna, że niweluje efekt braku mocnego pogrubienia. Niesamowicie podoba mi się efekt końcowy - oko jest otworzone, rzęsy uniesione u nasady i wyglądają bardzo naturalnie! Idealny tusz na codzień oraz do lekkiego makijażu oka i jasnych, beżowych czy różanych cieni.  Nie miałam najmniejszego problemu z trwałością - tusz pozostaje na rzęsach cały dzień i nie kruszy się. Z łatwością zmywam go płynem micelarnym. Maskarę UP dostaniecie tutaj :)



Gwiazdą całego postu jest oczywiście odżywka do rzęs, na której efekty czekacie najbardziej! Czas na wisienkę na torcie! 

Odżywka do rzęs REALASH
Nie będę Was trzymać w niepewności... Wow, wow, WOW! Dokładnie tak mogę podsumować efekt kuracji z odżywką do rzęs REALASH! Jestem sceptycznie nastawiona do preparatów przyspieszających wzrost i poprawiających kondycję, jednak i tu po raz kolejny się NIE ZAWIODŁAM!
Moje rzęsy już po dwóch tygodniach, tak jak zostało napisane na stronie, stały się bardziej odżywione i mocne! Nie mogłam się doczekać pełnego wyniku kuracji, a kiedy on nadszedł.. nie mogłam się nadziwić. Moje rzęsy są elastyczne, zdrowe, miękkie i gęstsze! W dodatku stały się one dłuższe i ciemniejsze, ładnie się podkręcają, więc nie muszę używać także zalotki. Nie wypadają, nie kruszą się, a tak jak napisałam we wstępie - teraz używam odżywki dla podtrzymania tego co otrzymałam. Nie spodziewałam się spektakularnych efektów, a sama nie mogę się teraz napatrzeć i uwierzyć! Moje rzęsy nigdy nie wyglądały lepiej.. i niech tak zostanie! 
Oczywiście kluczem do wszystkich efektów jest systematyczne stosowanie - z tym nie było najmniejszego problemu. Codziennie po dokładnym demakijażu nakładałam krem na twarz, ochronną pomadkę na usta, olejek na wilgotne włosy, a na powieki odżywkę. Stało się to moją rutyną i nie opuściłam ani jednego dnia wyczekując efektów. Było warto :)
Aplikacja jest niesamowicie łatwa - pędzelek wyposażony jest w elastyczne włosie, które nabiera produkt, a my malujemy nim kreskę wzdłuż linii rzęs (uwaga, aby nie przesadzić z ilością produktu warto wytrzeć nieco pędzelek o nakrętkę przed nałożeniem na oko). Malowanie jest o wiele przyjemniejsze, bo nie martwimy się o kształt, tak jak przy eyelinerze. Produkt szybko się wchłania, nie podrażnia oczu, a po dostaniu się również nie wywołuje nieprzyjemnego pieczenia. Jeśli jesteście za ochroną zwierząt pocieszę Was pewną informacją - produkt nie był testowany na zwierzętach! :)



Dołączyłam do grona 80% procent zadowolonych klientek i użytkowniczek produktów firmy Orphica, szczególnie jeśli o odżywkę do rzęs REALASH. Z pewnością do niej wrócę nie raz!
Ten świetny produkt dostaniecie na ich stronie tutaj :)

Pamiętajcie, że w asortymencie firmy Orphica znajduje się także odżywka do brwi BROW, serum pod oczy PURE i eyeliner w kredce EDGE. Osobiście chętnie przetestowałabym jeszcze serum pod oczy, zebrało wiele świetnych opinii, a ja jestem bardzo przekonana do firmy!


Jakich używacie odżywek do rzęs?
Znacie firmę Orphica?
Co powiecie na REALASH?



PAMIĘTAJ O MOICH SOCIAL MEDIACH!
Zaobserwuj instagrama @miller.emilia oraz polub mój fanpage Miller Emilia Blog
Dodaj nas również na swojego snapa, piątki to moje dni! 
seven_bloggers
Nie zapomnij skomentować i zaobserwować bloga oraz zapisać się do newslettera, aby być na bieżąco!
13:46:00 34 komentarze

Hej kochani! Pochwalcie się kto z Was ma ferie, a kto je właśnie skończył? A może ktoś z Was jeszcze czeka na zimowy wypoczynek? Muszę się Wam pochwalić - w zeszły poniedziałek zdałam ostatni egzamin ze swojej pierwszej w życiu sesji, więc mam teraz wolne do ostatnich dni lutego! Lepiej być nie mogło :)

Podczas egzaminów testowałam dla mnie totalną nowość - lakiery NIEhybryowe! Postanowiłam dać im szansę, aby dać odpocząć moim pazurkom od hybryd. Gościły one na moich paznokciach i niesamowicie zwracały uwagę, w tym także moją - jednak dlaczego tak się działo dowiecie się niżej.

Lakiery ZILA są dostępne na wyłączność w sklepie internetowym Drogeria.pl. Dla jednych to wada, dla mnie zaleta - często produkty dostępne na wyłączność są perełkami i wiele osób się o nie bije.
Co jeszcze skusiło mnie, aby dołączyć do grona Ambasadorek Drogeria.pl i przetestować lakiery ZILA? Przede wszystkim to, że są one bez formaldehydu, który jest znany ze swoich negatywnych wpływów na zdrowie płytki paznokcia, a także bez toulenu i DBP. Jednocześnie zakochałam się w kolorystyce tych lakierów, a dobre opiniach i zapewnienia producenta sprawiły, że nie zastanawiałam się ani chwili dłużej :)

Do największego problemu należał wybór lakierów. Do dyspozycji w zakładce 'Lakiery' mamy aż 4 kategorie wykończeniowe: lakiery brokatowe (SPARK), holograficzne (FLASH), perłowe (SHIMMER) oraz klasyczne (GLOSS). Następnie mamy niesamowity wybór kolorów. Jest jeszcze jedna kategoria - gotowe ZILA BOX, z których to ja właśnie skorzystałam.
ZILA BOX to zestaw 3 lakierów do siebie pasujących, tworzących zgrany zespół. Od klasycznych dziennych kolorów, przez idealne na wyjścia czy święta, do tego przekrój przez wykończenia. Całość zapakowana jest w metalowe pudełko z szybką, które można potem wykorzystać w inny sposób, przechowywać w nim skarby. Do zestawu została dołączona piękna torebka prezentowa marki ZILA, a sam BOX owinięty był dwoma odcieniami różowej wstążki.

Paczuszka do mnie dotarła w kartonowym pudełku, bezpiecznie zapakowana, do tego wewnątrz znalazłam długopis, przepyszne krówki, które uwielbiam, autorski Plan Pielęgnacji a także kolorową naklejkę, z których dziurkaczem wycinamy kółeczka i naklejamy na opakowanie szminki - zaoszczędzimy trochę czasu podczas poszukiwań odpowiedniego koloru!


Przechodząc do samych lakierów - ostatecznie zdecydowałam się na box o nazwie NUDE IS THE NEW BLACK - brzmi obiecująco! Składa się on z 3 lakierów, jeden to biżuteryjny top, a dwa pozostałe to klasyczne lakiery o szklanym wykończeniu. Zestaw prezentuje się niesamowicie estetycznie zarówno na stronie, jak i na żywo!


ZILA GLOSS 100 Aura - delikatny kolor w odcieniach zgaszonego różu w przewadze jednak to piękny beż, wspaninały nudziak. Idealny na codzień, tworzący piękną, gładką taflę przypominającą szkło, bez zbędnych drobinek. Nie dziwię się, że dostał miano bestsellera - jest niesamowicie uniwersalny, a do tego osiągamy pełne krycie już przy jednej warstwie! Sama byłam zaskoczona! Całkowicie zdobył moje serce!

ZILA GLOSS 101 Cedo - kolor który można określić jednym słowem: taupe. Jest to mieszanka beżowo-szara z fioletowymi tonami, czyli bardzo chłodny odcień. Patrząc pod światło na buteleczkę widać w nim holograficzny niebiesko-fioletowy połysk, który całkowicie znika po nałożeniu na paznokieć - tam mamy czystą taflę. Podobnie jak poprzednik kryje już przy 1 warstwie.

ZILA SPARK 132 Sugar - najpiękniejszy biżuteryjny top jaki widziałam i używałam. O ile normalnie jestem nastawiona sceptycznie do tego typu produktów - ten mnie zachwycił! W końcu NIE jest to baza z brokatem, tylko faktycznie bezbarwny lakier wypełniony po brzegi niesamowicie iskrzącymi się bardzo drobnym brokatem w kolorze brudnego różu. Dodatkowo pełne krycie możemy uzyskać już przy 2 warstwach, a przy jednej pięknie odświeży look naszych pazurków. Idealnie komponuje się z 100 Aura i 101 Cedo tworząc zgrany team. Totalny HIT i ulubieniec tego pudelka!


Lakiery umieszczone są w 8ml buteleczkach. Pędzelek jest duży, sprężysty i bardzo łatwo można nim pokryć całą płytkę paznokcia, praca nim jest bardzo przyjemna. Lakiery ładnie suną po paznokciu, nie tworzą smug, niesamowicie szybko schną i stają się nie do ruszenia! Niestety musiałam przedłużyć 2 paznokcie żelem, aby wyglądały estetycznie w całości, jednak nie wpłynęło to na ocenę trwałości - pozostałe 8 paznokci pomalowałam tradycyjnie, na odżywce do paznokci i nie pokryłam żadnym topem, aby poznać prawdziwą trwałość lakieru. Topu używam również do wydobycia większego blasku paznokci, jednak w tym przypadku było to całkowicie zbędne! Pazurki lśniły przez cały czas noszenia! Nosiłam je na paznokciach bez uszczerbku przez 5 dni! Podczas kolejnych dwóch zauważyłam ścieranie przy przy brzegach paznokcia, a w prawej ręce na kciuku i wskazującym palcu pojawiły się odpryski. Mowa tu oczywiście o lakierach z serii GLOSS. Seria SPARK, czyli brokatowy top jest nie do zdarcia! Lakier z łatwością się zmył się pod wpływem zwykłego zmywacza do paznokci. Problemem pojawił się dopiero przy tym brokatowym lakierze - nieco starłam go pilnikiem do paznokci, potem dopiero usiłowałam go zmyć. Mimo tej wady, jestem w nim szalenie zakochana!




Lakiery kosztują 14,99 za sztukę, jednak inwestując w gotowy ZILA BOX w metalowym pudełku zapłacimy tylko 45.99, czyli taniej, jeśli zależy nam także na tym pudełeczku. Do niektórych zestawów Drogeria.pl dodaje także gadżety takie jak kubek czy diamenciki!

Lakiery ZILA niesamowicie zachwyciły mnie wyborem kolorystycznym, wykończeniem oraz trwałością i pigmentacją. Jeśli tak jak ja chcesz sobie zrobić przerwę od hybryd lub zwyczajnie preferujesz klasyczny manicure - musisz przetestować te lakiery! Będziesz zadowolona w 100%!
Pamiętaj, że zakupy zrobione w Drogerii możesz odebrać osobiście w Krakowie przy ul. Przemysłowej 12. Dodatkowo robiąc zakupy na stronie Drogeria.pl za minimum 90 zł możesz wybrać swój ulubiony kolor lakieru ZILA jako dodatkowa niespodzianka!

Wszystkie lakiery oraz mój zestaw zostały podlinkowane, abyście nie musiały szukać ich ręcznie na stronie. Wszystko dla Waszej wygody :)

PAMIĘTAJ O MOICH SOCIAL MEDIACH!
Zaobserwuj instagrama @miller.emilia oraz polub mój fanpage Miller Emilia Blog
Dodaj nas również na swojego snapa, piątki to moje dni! 
seven_bloggers
Nie zapomnij skomentować i zaobserwować bloga oraz zapisać się do newslettera, aby być na bieżąco!
23:06:00 10 komentarze
Nigdy nie walczyłam z wielkim trądzikiem, nawet wkraczając w wiek dorastania jedynym problemem były krostki wyskakujące w różnych częściach buzi, w ilościach mniejszych lub większych. Mimo wszystko mam skórę skłonną do powstawania nowych nieprzyjaciół, która często bywała przesuszona i wydzielała nadmiar sebum. Teraz, będąc w wieku prawie 20 lat, nie mogę narzekać na stan swojej skóry, nauczyłam się o nią dbać i wiem jak jej dogodzić, aby zawsze wyglądała dobrze, nawet bez makijażu. Poza odpowiednim demakijażem, większą uwagę przykładam do procesu pielęgnacji, a także zmodyfikowałam swoją dietę, która także ma bezpośredni wpływ na jej wygląd.

Po przeprowadzce do Warszawy moja skóra i włosy źle zareagowały na zmianę jakości wody. Skóra była ściągnięta, szybko się przetłuszczała, szczególnie strefa T była dla mnie zmorą. Kosmetyki się nie trzymały twarzy, po kilku godzinach mogłam przejechać palcem i wszystko na nim zostawało. Do tego podkłady ważyły się, a ja nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Postanowiłam zmienić swoją pielęgnację jeszcze w listopadzie, jednak nie osiągnęłam tego efektu co chciałam. Miałam wrażenie, że moja buzia jest ciągle skłonna do przetłuszczania. Z pomocą i ze zbawiennym działaniem, jak się potem okazało, przyszedł krem z rodzimej, polskiej firmy Make Me Bio. Nie od dziś stawiam na kosmetyki naturalne, więc zakochana w naturze i działaniu poprzednich kosmetyków o takim składzie, postanowiłam zaufać i temu produktowi. Pomimo tego, że w internecie nie znalazłam wielu opinii na jego temat, zaryzykowałam i dorwałam go na stronie KOA - House of Nature, gdzie cena jest bardzo atrakcyjna! 

Beautiful Face - Krem dla skóry skłonnej do wyprysków - Make Me Bio
Krem posiada krótki opis, w którym znajdziemy najważniejsze informacje takie jak przeznaczeniem oraz z opisem działania każdego składnika. Skład oczywiście jest naturalny, wypisany w oficjalnym języku z polskim tłumaczeniem, za co ogromny plus! Znajdziemy w nim mnóstwo ekstraktów z owoców, a sam produkt jest całkowicie wegański. Brak w nim konserwantów, siarczanów, parabenów i sztucznych barwników. Warto wspomnieć, że krem jest hipoalergiczny, więc ryzyko wystąpienia alergii znika :)
Niesamowicie spodobało mi się opakowanie kremu - ciemne szkło o pojemności 60 ml z zakrętką. Mimo tego, że kremy naturalne bez konserwantów lubią tracić swoje właściwości przy otwieraniu, to opakowanie bardzo cieszy oko. Niestety jego wadą jest głębokość - trudno wydobyć krem mając naprawdę długie paznokcie, Całość przewiązana jest brązowym sznurkiem z 'metką', etykietka jest biało zielona. To wszystko sprawia, że pierwsze co przychodzi na myśl to NATURA! 



Jak to bywa z kremami - na efekty trzeba poczekać. Testowanie rozpoczęłam przed samymi świętami, a teraz, po 1,5 miesięcznej kuracji mogę śmiało opisać rezultaty i opinie! 

Już przy pierwszym użyciu byłam mile zaskoczona: wystarczy naprawdę niewielka ilość kremu, aby pokrył całą twarz! Z początku nie mogłam się do tego przyzwyczaić i nakładałam go za dużo. Dzięki temu krem jest niesamowicie wydajny, po długim czasie użytkowania zauważyłam ze zniknęło zaledwie 1/5 kremu. Stosuję go codziennie wieczorem, w trakcie dnia kiedy nie wychodzę oraz pod makijaż kiedy czuję taką potrzebę. Nie skraca on trwałości makijażu, wystarczy poczekać kilka sekund do całkowitego wchłonięcia. Wracając do nakładania - podczas ruchów nim po twarzy czujemy jak krem znika spod palców, zaczyna się wchłaniać i nie pozostawia żadnej tłustej warstwy, za co ogromny plus! Cały proces to zaledwie kilkanaście sekund, po tym czasie nie jesteśmy już w stanie ruszyć kremu z buzi. 
Jak widzicie, formuła kremu jest bardzo lekka, i szybko się wchłania. Do tego krem delikatnie nawilża, jednak raz na jakiś czas nakładam mocno nawilżający krem, aby nie dopuścić do ewentualnego przesuszenia - robię to wtedy, kiedy czuję, że moja skóra jest bardzo ściągnięta i zwyczajnie tego potrzebuje. 
Zapach jest przyjemny, delikatny, lekko ziołowo-herbaciany. Nie byłam do niego przekonana, chyba dla zasady, zwyczajnie nie lubię ziołowych zapachów, jednak ten ma w sobie coś co do mnie przemawia! Szybko się ulatnia i po chwili już nic nie czujemy! 

A jak z magicznymi właściwościami tego kremu? 
Pierwsze efekty widziałam już po dwóch tygodniach stosowania, jednak wolałam poczekać dłużej, aby nie polecać Wam czegoś, co się nie sprawdza. Przede wszystkim moja skóra się mniej świeci w trakcie dnia! Kiedyś musiałam używać bibułek matujących i poprawiać makijaż w trakcie dnia pudrem, czasem nawet 2-3 razy. Teraz po 8 godzinach na mojej buzi jest naturalny, delikatny glow, który mi całkowicie nie przeszkadza, tym bardziej, że nie jest on na całej strefie T, a tylko na nosie. Czoło i broda świecą się zdecydowanie mniej. 
Zdecydowanie poprawił się koloryt mojej skóry, odzyskała ona swoją piękną, naturalną barwę, wszelkie przebarwienia bardzo szybko znikają. Na buzi nie pojawiają się zaczerwienienia, a  ja czuję jak z każdym dniem krem oczyszcza moją skórę i sprawia, że nowopowstali nieprzyjaciele (którzy jednak się pojawią) szybko znikają z mojej buzi. Dodatkowo krem nie zapycha, wręcz zwęża rozszerzone pory, stają się one mniej widoczne, aż sama jestem w szoku - myślałam, że taki efekt uda mi się uzyskać stosując odpowiednie bazy pod makijaż, a tu krem rozwiązał problem u podstawy!


Mogę śmiało powiedzieć, że moje małe problemy ze skórą są już na wykończeniu. Cera jest gładka, odżywiona, bez makijażu wygląda bardzo, bardzo dobrze! Krem jest ważny pół roku  po otwarciu - myślę, że w tym czasie skończę całe opakowanie i z pewnością do niego wrócę! Pamiętajcie, że jeśli krem Was zainteresował możecie dostać go na KOA - HOUSE OF NATURE Więcej kosmetyków tej polskiej, wegańskiej firmy znajdziecie tutaj :)

Znacie firmę Make Me Bio? 
Używacie kosmetyków naturalnych?
Co powiecie na ten krem?


PAMIĘTAJ O MOICH SOCIAL MEDIACH!
Zaobserwuj instagrama @miller.emilia oraz polub mój fanpage Miller Emilia Blog
Dodaj nas również na swojego snapa, piątki to moje dni! 
seven_bloggers
Nie zapomnij skomentować i zaobserwować bloga oraz zapisać się do newslettera, aby być na bieżąco!

19:30:00 5 komentarze
Hej kochani!
Zapewne część z Was ma teraz ferie, inni z Was jeszcze na nie czekają.. a ja właśnie jestem w trakcie swojej pierwszej w życiu sesji, więc mam nadzieję, że zrozumiecie moją chwilową nieobecność. Koniec semestru, zaliczenia, egzaminy.. a potem wymarzone i długo oczekiwane wolne! 
Oczywiście zawsze gdzieś jest pod górkę - ponownie mam telefon zastępczy, jednak mój Instagram nie śpi - jak widzicie staram się być chociaż trochę aktywna w innych social mediach. Do łask wrócił także snapchat, więc jeśli chcecie dodajcie mnie: mlecznyraj oraz nowy grupowy seven_bloggers :)

Pozostając w temacie ważnych wydarzeń - warto mieć wszystkie zapisane i uporządkowane, aby o nich nie zapomnieć, a z pomocą przychodzi nic innego jak kalendarz! Dziś mija ostatni dzień stycznia, jednak nigdy nie jest za późno na zakup kalendarza! 

Od dobrych kilku lat kupuję kalendarze, zaczynałam od małych, kieszonkowych, gdzie było mało miejsca do pisania, jednak mogłam go zabrać wszędzie. Z roku na rok stawały się one coraz większe. Teraz inwestuję w te od rozmiaru A6 do A5. Jednak nic nie zastąpi mi kalendarza w domu, tuż przy moim miejscu pracy. Czy to szybkie policzenie dni do danego wydarzenia, czy zwykle rzucenie okiem na niego i sprawdzenie jaki dzień tygodnia wypada 24 marca. W takim ściennym kalendarzu nie zapiszemy ważnych notatek i całego harmonagramu naszego dnia, ale za to będzie idealną ozdobą i dopełnieniem wnętrza. Ważne dni wystarczy zaznaczyć "X" lub kółeczkiem kolorowym markerem i zrobić dopisek, a obok zawsze można przykleić samoprzylepną karteczkę z pełną notatką - tak jak robię to ja! 



Jeszcze Cię nie przekonałam do korzystania? A co jeśli ten kalendarz jest wyjątkowy? Został stworzony przez współpracę Joanny, która zajęła się rysunkami oraz Amandy z www.xavilove.com, która zajęła się szatą graficzną i designem kalendarza. Pośrednio do współpracy weszły także blogerki, których zdjęcia stały się wzorem do zrobienia rysunków na dany miesiąc. Wśród nich znalazłam się także ja oraz moje zdjęcie z sesji wykonanej w Wiedniu w te wakacje - Princess - Grace Tulle Skirt. Myślę, że jest to idealne odwzorowanie, nie mogłam się napatrzeć, tym bardziej na gotowy, wydrukowany obrazek!

Cały kalendarz jest do pobrania ZA DARMO tutaj :) 
Wystarczy go tylko wydrukować i forma używania go jest dowolna. Myślałam nad przyczepieniem odpowiedniego miesiąca na tablicę korkową, jednak ostatecznie zrobiłam dziurki dziurkaczem i przełożyłam przez nie grubą, żółtą wstążkę w kropeczki. Następnie zawiązałam je na sznurku ze zdjęciami nad biurkiem, Nie pozostaje nic, jak podziwiać i korzystać z naszego kalendarza! Inną propozycją jest oprawienie danego miesiąca lub wszystkich w kolorowe ramki! Piękny obrazek wraz z kalendarzem, to jak dwa w jednym!


Koniecznie zajrzyjcie na stronę Joanny i zainspirujcie się jej pięknymi rysunkami - moim zdaniem te modowe biją na głowę wszystkie inne! Nie zapomnijcie też odwiedzić strony Amandy, z którą wspólnie (7 wspaniałych blogerek!) prowadzimy grupowego snapchata! 



Jak Wam się podoba kalendarz? Korzystacie? :)

PAMIĘTAJ O MOICH SOCIAL MEDIACH!
Zaobserwuj instagrama @miller.emilia oraz polub mój fanpage Miller Emilia Blog
Dodaj nas również na swojego snapa, już jutro mój dzień! 
seven_bloggers
Nie zapomnij skomentować i zaobserwować bloga oraz zapisać się do newslettera, aby być na bieżąco!

14:05:00 7 komentarze
Nowsze posty
Starsze posty

O mnie

Jestem Emilia, mam 22 lata. Na moim blogu znajdziesz wpisy o dotyczące urody, mody, a także podróży! Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś dla siebie i zostaniesz ze mną na dłużej xoxo .
Kopiowanie treści oraz zdjęć zamieszczanych na blogu jest surowo zabronione.
Kontakt: miller.emilia0@gmail.com

Kategorie

RECENZJE basic event lifestyle long hair don't care moda podróże poradnik uroda

Archiwum

  • ►  2019 (5)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2018 (29)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ▼  2017 (43)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (2)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (5)
    • ▼  lutego (4)
      • REALASH | Podsumowanie kuracji | Orphica
      • Nude is the new black | ZILA BOX | Drogeria.pl
      • W walce o gładką skórę! Make Me Bio | KOA
      • Darmowy kalendarz z blogerkami 2017
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2016 (44)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (1)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2015 (40)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2014 (4)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)

Popularne posty

  • NUDES | Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick No.13 VS No.16
    NUDES | Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick No.13 VS No.16
  • New shades of NUDE | Nowe kolory MatteCrayon Lipstick | Golden Rose
    New shades of NUDE | Nowe kolory MatteCrayon Lipstick | Golden Rose
  • RÓŻOWY: nie dla wszystkich?
    RÓŻOWY: nie dla wszystkich?
  • Jak uszyć biustonosz z koronki? DIY
    Jak uszyć biustonosz z koronki? DIY
  • Najlepsze cienie za 5 zł?! | Mystik Warsaw | Kontigo
    Najlepsze cienie za 5 zł?! | Mystik Warsaw | Kontigo

Facebook

Szukaj

Obsługiwane przez usługę Blogger.

by