Długo zbierałam się do napisania recenzji czarnego mydła. Pomimo tego, że otworzyłam je po raz pierwszy na początku stycznia, to trudno było mi wejść w nawyk częstego używania go. W dalszej części postu dowiecie się dlaczego nie mogłam się do niego przekonać. Systematyczności nabyłam dopiero wraz z ostatnimi dniami stycznia i przez cały luty ( z tygodniową przerwą) oraz marzec starałam się stosować ten naturalny produkt 2-3 razy w tygodniu.
O czarnym mydle było głośno już kilka lat temu, jednak ja dopiero niedawno, bo rok temu, zdecydowałam się na pielęgnację naturalną. Moje mydło pochodzi z KOA - House of Nature, czyli sklepu z kosmetykami naturalnymi, wegańskimi i pochodzącymi z Polski. Więcej możecie poczytać o nim w poście o micelarnym żelu do demakijażu i mycia twarzy oraz na ich stronie w zakładce "o nas". Jest ono z firmy Nacomi i zostało zamknięte w 100 gramowym plastikowym opakowaniu. Pod odkręcanym wieczkiem znajdziemy jeszcze jedną przykrywkę, która dodatkowo chroni nasz produkt przed zbędnym kontaktem z powietrzem i brudem. Skład? Nie znajdziemy w nim nic innego niż wodę oraz sól potasową kwasów tłuszczowych pochodzących z oliwy z oliwek. Konsystencja jest dość specyficzna - kleista, gumowata, ciągnąca się. Zielona maź. Wystarczy odrobina do pokrycia całej twarzy, co sprawia, że produkt jest bardzo wydajny. Zapach - jak zwykłe oliwki.
Pierwsze podejścia do korzystania z czarnego mydła były dla mnie totalną klęską. Nie potrafiłam go używać, nakładałam za dużo, nie wiedziałam czego się spodziewać, nie mogłam domyć twarzy, męczył mnie nieprzyjemny zapach i uczucie na skórze. Zachęcona dobrymi opiniami spróbowałam także nałożyć mydło na włosy i umyć je w ten sposób - skomentuję to w ten sposób: nigdy więcej. W przeciwieństwie do blogerek, które skorzystały z tej metody, moje wlosy były oklapnięte, skrzypiały, były sztywne i niemiłe w dotyku... no i tłuste u nasady. Zniechęcona odłożyłam mydło na dno szafy.
Oliwkowy kosmetyk dostał drugą szansę, a ja odkryłam na niego sposób. Podzielę się z Wami moim sposobem na świetną buźkę i dokładne oczyszczenie poprzez używanie tego mydła!
Po dokładnym oczyszczeniu buzi z makijażu, specyfików czy brudu rozpoczynam parówkę. Osobiście mam sprzęt do robienia tego zabiegu, ale wystarczy również garnek z gorącą wodą. Dokładam jakieś zioła lub olejki. Po tym krótkim zabiegu pory otwierają się. Niestety na taki proces mogę pozwolić sobie tylko w weekendy, w środku tygodnia pomijam ten etap. Następnie biorę odrobinę mydła i wody i nakładam na twarz starając się go spienić. Wmasowuję w skórę dodając kolejne krople wody i pozostawiam na skórze na 15-20 minut. Po tym czasie zmywam wodą, a niewidoczną, ale jednocześnie wyczuwalną cieniutką warstwę zmywam żelem micelarnym. Następnie nakładam maseczkę nawilżającą i w miarę możliwości pozostawiam ją na dłużej (np całą noc) lub jeśli nie mogę - pozbywam się jej resztek i nakładam krem, również nawilżający.
Taki zabieg sprawia, że moja buźka jest oczyszczona i nawilżona, niesamowicie miła w dotyku i gładka. Dlaczego preferuję taki rytuał? Zauważyłam, że po umyciu twarzy samym mydłem jest ona zbytnio ściągnięta, sucha i nieprzyjemna w dotyku. Towarzyszy temu także uczucie skrzypienia przy pocieraniu. Koniecznie muszę użyć czegoś co domyje resztki produktu z mojej twarzy. Jednocześnie zabieg oczyszcza moje pory, skóra dotlenia się, a użycie maseczki czy mocnego kremu powoduje, że kosmetyki lepiej się przyjmują i skóra dostaje z nich o wiele więcej dobroci.
Przy używaniu czarnego mydła 2-3 razy w tygodniu zauważyłam naprawdę głębokie oczyszczenie mojej skóry. Pory nie są już zatkane, nie pojawiały się wągry, a nieprzyjaciele szybko goili się i znikali. Niestety-mydło jak to mydło, a przy tym nie było wyjątku.. lubi wysuszać, więc konieczne jest odpowiednie nawilżenie! Jeśli o tym zapomnimy lub przesadzimy z częstotliwością używania, to produkt przyniesie przeciwny efekt od zamierzonego.
O jednym prawie zapomniałam! Czarne mydło to najlepszy peeling enzymatyczny do wykonania w domowym zaciszu! Tanio, szybko i bezpiecznie! Peeling enzymatyczny różni się tym od mechanicznego (drobno czy gruboziarnistego), że nie pocieramy naszej twarzy, nie trzemy i nie zdzieramy naskórka. Peeling enzymatyczny 'rozpuszcza' go nie pozostawiając żadnych rys na twarzy
I pamiętajcie! Nigdy! Przenigdy! Nie pozwólcie, aby czarne mydło dostało się do oka! Cholernie szczypie i piecze! ;)
Mydełko dostaniecie w atrakcyjnej cenie na stronie KOA - House Of Beauty. Warto spróbować na własnej skórze tego wynalazku, szczególnie jeśli macie mieszaną czy tłustą skórę, którą trzeba porządnie oczyszczać! :)
Kto z Was stawia na naturalną pielęgnację?
Znacie ten kosmetyk?
O czarnym mydle było głośno już kilka lat temu, jednak ja dopiero niedawno, bo rok temu, zdecydowałam się na pielęgnację naturalną. Moje mydło pochodzi z KOA - House of Nature, czyli sklepu z kosmetykami naturalnymi, wegańskimi i pochodzącymi z Polski. Więcej możecie poczytać o nim w poście o micelarnym żelu do demakijażu i mycia twarzy oraz na ich stronie w zakładce "o nas". Jest ono z firmy Nacomi i zostało zamknięte w 100 gramowym plastikowym opakowaniu. Pod odkręcanym wieczkiem znajdziemy jeszcze jedną przykrywkę, która dodatkowo chroni nasz produkt przed zbędnym kontaktem z powietrzem i brudem. Skład? Nie znajdziemy w nim nic innego niż wodę oraz sól potasową kwasów tłuszczowych pochodzących z oliwy z oliwek. Konsystencja jest dość specyficzna - kleista, gumowata, ciągnąca się. Zielona maź. Wystarczy odrobina do pokrycia całej twarzy, co sprawia, że produkt jest bardzo wydajny. Zapach - jak zwykłe oliwki.
Pierwsze podejścia do korzystania z czarnego mydła były dla mnie totalną klęską. Nie potrafiłam go używać, nakładałam za dużo, nie wiedziałam czego się spodziewać, nie mogłam domyć twarzy, męczył mnie nieprzyjemny zapach i uczucie na skórze. Zachęcona dobrymi opiniami spróbowałam także nałożyć mydło na włosy i umyć je w ten sposób - skomentuję to w ten sposób: nigdy więcej. W przeciwieństwie do blogerek, które skorzystały z tej metody, moje wlosy były oklapnięte, skrzypiały, były sztywne i niemiłe w dotyku... no i tłuste u nasady. Zniechęcona odłożyłam mydło na dno szafy.
Oliwkowy kosmetyk dostał drugą szansę, a ja odkryłam na niego sposób. Podzielę się z Wami moim sposobem na świetną buźkę i dokładne oczyszczenie poprzez używanie tego mydła!
Po dokładnym oczyszczeniu buzi z makijażu, specyfików czy brudu rozpoczynam parówkę. Osobiście mam sprzęt do robienia tego zabiegu, ale wystarczy również garnek z gorącą wodą. Dokładam jakieś zioła lub olejki. Po tym krótkim zabiegu pory otwierają się. Niestety na taki proces mogę pozwolić sobie tylko w weekendy, w środku tygodnia pomijam ten etap. Następnie biorę odrobinę mydła i wody i nakładam na twarz starając się go spienić. Wmasowuję w skórę dodając kolejne krople wody i pozostawiam na skórze na 15-20 minut. Po tym czasie zmywam wodą, a niewidoczną, ale jednocześnie wyczuwalną cieniutką warstwę zmywam żelem micelarnym. Następnie nakładam maseczkę nawilżającą i w miarę możliwości pozostawiam ją na dłużej (np całą noc) lub jeśli nie mogę - pozbywam się jej resztek i nakładam krem, również nawilżający.
Taki zabieg sprawia, że moja buźka jest oczyszczona i nawilżona, niesamowicie miła w dotyku i gładka. Dlaczego preferuję taki rytuał? Zauważyłam, że po umyciu twarzy samym mydłem jest ona zbytnio ściągnięta, sucha i nieprzyjemna w dotyku. Towarzyszy temu także uczucie skrzypienia przy pocieraniu. Koniecznie muszę użyć czegoś co domyje resztki produktu z mojej twarzy. Jednocześnie zabieg oczyszcza moje pory, skóra dotlenia się, a użycie maseczki czy mocnego kremu powoduje, że kosmetyki lepiej się przyjmują i skóra dostaje z nich o wiele więcej dobroci.
Przy używaniu czarnego mydła 2-3 razy w tygodniu zauważyłam naprawdę głębokie oczyszczenie mojej skóry. Pory nie są już zatkane, nie pojawiały się wągry, a nieprzyjaciele szybko goili się i znikali. Niestety-mydło jak to mydło, a przy tym nie było wyjątku.. lubi wysuszać, więc konieczne jest odpowiednie nawilżenie! Jeśli o tym zapomnimy lub przesadzimy z częstotliwością używania, to produkt przyniesie przeciwny efekt od zamierzonego.
O jednym prawie zapomniałam! Czarne mydło to najlepszy peeling enzymatyczny do wykonania w domowym zaciszu! Tanio, szybko i bezpiecznie! Peeling enzymatyczny różni się tym od mechanicznego (drobno czy gruboziarnistego), że nie pocieramy naszej twarzy, nie trzemy i nie zdzieramy naskórka. Peeling enzymatyczny 'rozpuszcza' go nie pozostawiając żadnych rys na twarzy
I pamiętajcie! Nigdy! Przenigdy! Nie pozwólcie, aby czarne mydło dostało się do oka! Cholernie szczypie i piecze! ;)
Mydełko dostaniecie w atrakcyjnej cenie na stronie KOA - House Of Beauty. Warto spróbować na własnej skórze tego wynalazku, szczególnie jeśli macie mieszaną czy tłustą skórę, którą trzeba porządnie oczyszczać! :)
Kto z Was stawia na naturalną pielęgnację?
Znacie ten kosmetyk?
PAMIĘTAJ O MOICH SOCIAL MEDIACH!
Zaobserwuj instagrama @miller.emilia oraz polub mój fanpage Miller Emilia Blog
Dodaj nas również na swojego snapa, piątki to moje dni!
seven_bloggers
5 komentarze
Jakoś nie przekonał mnie ten kosmetyk... może kiedyś spróbuję.
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG-KLIK
Słyszałam o czarnym myślę i myślę że jest całkiem okej ;)
OdpowiedzUsuńfrydrychm.blogspot.com
To mydło wydaje się być świetne! :)
OdpowiedzUsuń- mój blog -
Ciekawe, aczkolwiek... boje się tych oczyszczających produktów. Ostatnio użyłam oczyszczającej maseczki, po której moja buzia jest cała w wypryskach mimo, że nie mam do nich tendencji.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słysze o czarnym mydle :D
OdpowiedzUsuńrilseee.blogspot.com