facebook google twitter tumblr instagram linkedin
  • Start
  • Kategorie
    • Lifestyle
    • Fashion Diary
    • Beauty & Care
    • Podróże
    • Poradniki
    • Event
  • Serie
    • Basic
    • Long Hair Don't Care
  • Mapa podróży
  • O mnie
  • Kontakt

Emilia Miller


Skóra pod oczami wymaga zarówno odpowiedniej pielęgnacji, jak i makijażu kolorowego. Jeśli ją obciążymy, odwdzięczy się suchą, nieprzyjemną strukturą, która dodatkowo utrudni nam zakrycie niechcianych kolorów, trwałość produktów oraz ich aplikacje. Dużo osób zmagając się z mocnymi zasinieniami codziennie nakłada ogromną ilość ciężkich korektorów oraz pudrów, aby to wszystko zakryć. Przy odpowiedniej pielęgnacji, nawodnieniu organizmu i zdrowej diecie, a także odpowiedniej ilości snu część problemów zniknie, jednak jeśli na co dzień się malujecie i nie chcecie zbytnio obciążać delikatnej strefy - odkryłam puder idealny!
Myślę, że o pudrze Laura Mercier słyszała każda makijażowa fanka, jednak często ze względu na dość wygórowaną cenę szukamy jego zamienników. To puder, który pasuje niemal do każdej cery, w każdym wieku, niezależnie od tego czy jest sucha, mieszana czy tłusta, który przez swoją niemal całkowitą transparentność dopasuje się do większości karnacji, a jednocześnie nie będzie pozostawiał uczucia ściągnięcia i efektu płaskiego matu. Mimo, że jestem zwolenniczką pudrów sypkich, dałam szansę nowości z marki Bell Hypoallergenic - Perfectionist Powder.

Perfectionist Powder
Bell Hypoallergenic
Puder dostępny jest w 3 kolorach:
01 HD Banana
02 HD Pastel
03 HD Peach



Każdy z nich to 8 gram pięknego, kwiatowego tłoczenia zamkniętego w bardzo solidnych, całkowicie przezroczystych opakowaniach z zatrzaskiem. Analogiczne do nazw są także kolory - składają się z transparentnego 'tła' oraz żółtego, pomarańczowego lub różowego tłoczenia. Po zmieszaniu obu kolorów z opakowania puder nadal pozostaje transparentny, jednak z delikatną kolorową poświatą. To właśnie odcień 01 Banana jest zamiennikiem pudru Laura Mercier. Mimo wszystko do naszej typowo słowiańskiej urody będzie pasować każdy kolor - możemy nim także korygować kolorystykę naszej skóry (np. żółty i pomarańczowy na fioletowe zasinienia, różowy w celu dodania promiennego, wiosennego blasku).
Pudru używam głównie pod oczy nakładając go gąbeczką, rzadziej nakładam go pędzlem na całą twarz - strefa T wymaga większego matu, jednak na policzki nadaje się w sam raz. Produkt nie pyli się i łatwo chwyta skóry. Jest niewyczuwalny, nie obciąża delikatnej skóry, nie jest tępy i utrwala korektor wcześniej nałożony. Pozostawia ją wygładzoną dzięki kompleksowi HD, jednocześnie pięknie wygląda na zdjęciach i filmach. Nie robi flashbacku. Nie jest to puder matujący, ani rozświetlający, nie znajdziemy w nim ani jednej drobinki brokatu. Jest to wykończenie satynowe i jedwabiste, czyli ultra lekki mat, utrwalenie, ale jednocześnie widać zdrowy glow skóry wzbogacony kolorem pudru. To właśnie dlatego tak dobrze wygląda nałożony pod oczami. Jest także bardzo lekki, drobno zmielony, co uważam za kolejny atut. Kosztuje 25 zł za opakowanie i jest dostępny w drogeriach. Ten puder jest moim must have na wiosnę! Uzależniłam się od niego i teraz tylko jego używam pod oczy oraz policzki, jednak całe opakowanie skruszyłam i przesypałam do starego opakowania po innym sypkim pudrze, w takiej formie sprawdza mi się lepiej. Strefa T niezmiennie uwielbia puder z GR.



Jakich pudrów wy używacie do makijażu?
Jaki efekt najbardziej was zadowala? Rozświetlenie, mat a może satyna?
19:30:00 9 komentarze

Niecały rok temu na blogu zachwycałam się zestawem do konturowania marki Smashbox, w którego skład wchodził cudowny chłodny puder do konturowania, ciepły bronzer bez pomarańczowych tonów i jasny, żółty puder do rozjaśniania buzi, szczególnie strefy pod oczami. Spokojnie, moja miłość nie minęła, choć produkt prawie całkowicie wykończyłam. Ostatnie pół roku, kiedy słońce już nie wychodzi zza chmur, namiętnie korzystałam tylko i wyłącznie z pudru brązującego marki Benefit Cosmetics - kultowa Hoola. Do mojej rodziny dołączyła w styczniu także jego jaśniejsza i delikatniejsza siostra, czyli Hoola Lite. Na myśl przyszedł mi temat - dlaczego nie porównać ich obu i nie ułatwić wam kupna jednego (a może dwóch) z nich? Jeśli jeszcze ich nie znacie lub mieliście do czynienia tylko z jednym - przedstawię je wam w skrócie.


Oba produkty są dostępne na wyłączność w perfumerii Sephora i kosztują około 170 zł. Klasyczna Hoola jest dostępna zarówno w formacie mini o gramaturze 4g (połowa), a także w limitowanej edycji JUMBO czyli 16g (2x większa). Normalna gramatura to 8g niekończącej się przyjemności. Puder zamknięty jest w niesamowicie trwałym, opornym na ciągłe otwieranie i na upadki tekturowym opakowaniu wraz z lusterkiem i mini pędzelkiem z naturalnego włosia (osobiście nie przepadam za nim). Nigdy nie miałam do czynienia z tak świetnie wykonanym opakowaniem! Z racji tego, że pracuje w Sephorze widzę ten produkt niemal codziennie, jednocześnie wiem ile razy jest on w stanie upaść i.. się nie potłuc. Ciągłe otwieranie, używanie kilka razy dziennie przez klientów, a on ciągle wygląda idealnie. W dodatku bardzo łatwo wyczyścić tekturkę z ewentualnych zabrudzeń. Kolejną zaleta jest głębokie umieszczenie produktu - umożliwia ono zanurzenie całego pędzla i nabranie produktu, jednocześnie to co zacznie się pylić nie wysypie się poza opakowanie i przy następnym użyciu można najpierw użyć tego sproszkowanego.
Czas wyjaśnić rzucone wcześniej hasło 'niekończąca się przyjemność' - przy tak dobrej pigmentacji wydajność produktu wzrasta i nie sposób zużyć go w czasie krótszym niż rok, a nawet dwa.
Co jeszcze łączy oba te produkty? Łatwość blendowania. Nie dość, że wystarczy bardzo mała ilość produktu, żeby musnąć skórę odrobiną słońca, to rozcieranie go jest wielką przyjemnością. Jest on miękki, współgra z wcześniej nałożonym podkładem i pudrem, nie zostawia plam i wszystko da się skorygować, jednak warto pamiętać - mniej znaczy więcej i lepiej zbudować kolor dokładając warstwę, niż od razu nakładając za dużo. Efekt jest niesamowicie naturalny, na mojej neutralnej, jasnej skórze wygląda lepiej niż czyste konturowanie chłodnym bronzerem (może wystąpić efekt 'trupa'), bo dodaje jej blasku i świeżości. Warto dodać, że bronzer jest całkowicie matowy, bez ani jednej drobiny ani efektu satyny. Trwałość - nie znika buzi przez cały dzień, pozostaje na miejscu nieruszony, nie traci na intensywności i to mnie najbardziej zaskoczyło. Czas przedstawić znaczącą różnicę - kolor.



Hoola
Promienne lato, drink w cieniu palmy.. dokładnie tak opisałabym ten kolor.  Jednocześnie kolor mi się kojarzy z piachem podczas zachodzącego słońca, z delikatną domieszką ciepłych, złocistych tonów. To mieszanka całkowicie neutralna, która w mniejszej ilości może posłużyć za lekki kontur (lecz nie jest on do tego przeznaczony), a w większej do ocieplenia buzi i do tego własnie został stworzony. Pozostawia na skórze promienny kolor, przez który skóra od razu nabiera zdrowego blasku i witalności. Mała ilość działa cuda!

Hoola Lite
Z zasady przeznaczony do jasnej karnacji taka jak moja. Kolor jest ciut chłodniejszy, jednak ciągle neutralny, odcień typowo piaskowy, niczym pustynia - to dla niego idealne określenie. Nie przepadam za nim solo, daje bardzo soft efekt konturu i ocieplenia, chyba, że to ultra lekkiego makijażu (tj. korektor pod oczy i punktowo, kredka na brwi i wytuszowane rzęsy, rozświetlone policzki i usta), za to znalazłam całkowicie inne zastosowanie, które przetestowałam na kilka sposobów, jednak przekażę Wam ten najlepszy: nakładamy klasyczną Hoola na policzki, zarówno w linię konturu jak i nad (strefa ocieplenia), a następnie w samą linię konturu (zagłębienie, dziubek) nakładamy Hoola Lite, która nabiera.. chłodnego odcienia! Dzięki temu pogłębiamy nasz kontur, mając jednocześnie zdrową, promienną, muśniętą złotym słońcem skórę :)

Podsumowanie
Który wybrać?
Gdybym miała wybierać Hoola czy Hoola Lite, biorąc pod uwagę swoją jasną karnację.. wybrałabym oczywiście klasyczną wersję. Moim zdaniem wygląda o wiele lepiej na buzi, dla mnie wersja Lite jest ciut za jasna i robi się żółtawa. Dodatkową zaletą jest zużycie produktu - ciemniejszego zużyjecie mniej, bo będziecie go nakładać także mniej. Dla wprawionej ręki nie ma mowy o krzywdzie czy plamach. Jeśli jednak miałabym możliwość kupienia obu kolorów - oczywiście bym tak zrobiła!



A Wy jakie macie ulubione produkty do konturowania i ocieplania buzi?
Wolicie chłodne konturowanie czy delikatne muśnięcie słońcem i ocieplenie?
Znacie te produkty od Benefit Cosmetics? 
Który z nich wybierzecie jako pierwszy do testów?
12:00:00 4 komentarze

Ostrzegam - pierwszy raz relacja nie będzie przepełniona pozytywnymi myślami. Cypr, który odwiedziłam pod koniec lutego nie chwycił mnie za serce, nie sprawił, że chciałam odkryć więcej, a przede wszystkim - nie planuję tam wrócić ponownie. Skąd takie myśli? Zapraszam do dalszej częsci wpisu.

Trip na Cypr zaplanowałam miesiąc przed wylotem, to w połowie stycznia kupiłam bilety samolotowe w terminie 18-22 luty. Tym razem w podróży towarzyszyli mi mój pełnoletni już brat, który swoje 18-naste urodziny obchodził podczas wyjazdu oraz płeć żeńska - przyjaciółka ze studiów, która po raz pierwszy przekroczyła granicę Polski oraz leciała samolotem. W rzeczywistości miesiąc przed, to czas kiedy ja ciągle miałam sesję na studiach, więc jednocześnie nie byłam w stanie siąść na spokojnie i zaplanować wyjazdu, zorientować się w ciekawych miejscach. Ostatecznie dzień przed wylotem mieliśmy tylko załatwiony lot, nocleg i.. nic więcej. Zero przewodników, zero przygotowań takich jak zwykłam robić. Spontan.



Cypr wygląda ładnie na zdjęciach..
Jeśli mamy jakiekolwiek pojęcie o kadrowaniu i łapaniu chwili - nawet w najbrzydszym miejscu zrobimy piękną sesję, co udowadniają popularne w internetach zdjęcia na wysypiskach śmieci czy też na tyłach zniszczonych budynków. Na Cyprze jest podobnie - trzeba na chwilę stanąć i zastanowić się co chcemy pokazać, prawdę czy idealną wyspę na boskie wakacje? Wybierając bardziej prawdopodobną opcję numer 2 musimy się nieco nagłowić i pochodzić dookoła aby złapać dobry kadr. Brawo, na naszym wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie wprost gotowe do pochwalenia się znajomym na fejsie czy instagramie! Właśnie takie zdjęcia mogliście oglądać u mnie na profilu @miller.emilia, chociaż te brzydkie kadry ukazujące rzeczywistość też łapałam i zostawiłam je sobie na pamiątkę.




Cypr jest biedny..
...A jednocześnie jest mieszanką kilku krajów, które dotychczas odwiedziłam: krajobrazy z Macedonii i Rumunii, autostrady również, plaże i wygląd miast jak w Grecji i Turcji, kuchnia łączy w sobie klimaty tureckie, greckie i bułgarskie, ruch samochodowy lewostronny jak w Wielkiej Brytanii, a mentalność ludzi - typowi południowcy, powolni, spokojni, zawsze uśmiechnięci i świętujący wolne popołudnie. Jednak najbardziej w oczy uderzyła mnie wspomniana w tytule bieda widoczna gołym okiem. Wystarczy odejść kilka kroków od głównej promenady w mieście, zniknąć za ogromnymi hotelami lub po prostu oddalić się w głąb miasta, aby odkryć prawdziwe życie cypryjczyków. Często towarzyszą im koty w ogromnej ilości, przesiadujące na śmietnikach i łaszące się do każdego w poszukiwaniu jedzenia. Obdrapane i zaniedbane budynki, niska zabudowa bez ogrodzenia, życie dzieciaków niemal na ulicy, bujne życie dorosłych na starych dziedzińcach i w ogrodach. Bardzo podobne zjawisko występuje w Grecji. Miasta są dość szare i nudne, poza plażą, główną promenadą, rynkiem i kościołem na próżno w nich szukać atrakcji. Widać brak pieniędzy na odnowę, na rozwój. Usłyszałam też porównanie całego miejsca do naszych sąsiadów ze wschodu, Ukrainy.






Cypr jest drogi..
I sama się dziwię, że to mówię, ale to miejsce było droższe niż Wiedeń, Mediolan czy nawet inna konkurencyjna wyspa - Malta. Jedyną ceną na plus była cena wody, makaronu i pamiątkowych magnesów. W supermarkecie ceny nabiału były bardzo wysokie, pieczywo umiarkowanie. Ceny obiadów dość wysokie, nawet zwykła pita czy kebab były droższe niż w Grecji, Turcji i Bułgarii (wątek dotyczy Cypru, a nie Cypru Północnego), nie mówiąc już o typowym obiedzie, dzięki któremu można poznać tamtejszą kuchnię. Myślę też, że na tę opinię wpłynęły także ceny transportu między miastami, więc stwierdziłam też, że..

Cypr ma kiepską komunikację..
Ale nie tylko przez ceny, które wydawały się dla mnie wyjątkowo absurdalne (do tego stopnia, że nadal żałuję, że nie wypożyczyliśmy auta), ale także dlatego, że ten transport niemal nie istnieje. Jestem przyzwyczajona do świetnego transportu w stolicy, jednak na Cypr patrzyłam przez pryzmat innej wyspy - Malty. To tam kupując niedrogą kartę miejską na cały tydzień mogłam wsiadać i wysiadać na dowolnym przystanku, dojechać z jednego końca wyspy na drugi bez przesiadki, o kążdej porze dnia do późnego wieczoru, nawet na drugiej wyspie, Gozo, obowiązywała ta sama karta. Przystanki były jasno określone, obowiązywały rozkłady, które były dość czytelne, dostępne na wyciągnięcie ręki. Tutaj za każdy przejazd płaciło się osobno, niezależnie od ilości przystanków w mieście było to 1,5 euro, a trasy międzymiastowe zaczynały się od 4 euro. Autobusy jeździły trochę jak chciały, za wyjątkiem pierwszego przystanku z którego odjeżdżały o dokładnej porze, resztę trzeba było policzyć, niestety na trasach między miastami transport leżał. Z jednego dużego miasta do dużego (Larnaka-Pafos) można było dostać się zaledwie 4 razy dziennie, ok. 6, 9, 14 i 18. Jeśli brakowało miejsca - trzeba czekać na kolejny autobus za kilka godzin. Nie mówiłabym o tym, gdybym nie była świadkiem takiej sytuacji, dlatego zawsze staraliśmy się być przed czasem i jeździć tylko z pierwszych, początkowych przystanków. Może w sezonie jest inaczej, jednak Cypr mnie bardzo zraził taką komunikacją. Drugą istotną rzeczą jest niemożliwość dojechania w ciekawe miejsca bez auta - zwyczajnie autobusy tam nie jeżdżą lub jeżdżą 2 razy dziennie, dlatego wiele z miejsc, które miałam oznaczone na mapie, nawet nie odwiedziłam.



Cypr ma 320 słonecznych dni w roku i wysoką temperaturę nawet zimą..
Kto choć raz był na południu Europy wie jakiej może spodziewać się pogody na Cyprze. 320 - tyle wynosi liczba pozytywnych dni pełnych słońca, kto by nie chciał mieszkać w takim miejscu? W sezonie temperatura jest dość wysoka, jednak z racji tego, że jest to wyspa na środku morza - wiatr towarzyszy przez cały rok, przez co odczuwalna temperatura jest niższa. Nawet teraz poza sezonem, w lutym, towarzyszyło nam słońce, jednego dnia padało przez kilkanaście minut, jednak po odczekaniu po deszczu ani śladu. W dodatku moja skóra została delikatnie muśnięta przez promienie słoneczne, co dało się zauważyć na rękach (pod zegarkiem białe miejsce), na dekolcie i na nosie oraz na przedziałku na włosach. Temperatura wczesną wiosna to już 20 stopni, śmiało można chodzić w rajstopach i spódnicy i lekkim swetrze, jak ja, jednak Cypryjczycy i tak będą ubrani w szaliki i kurteczki, właśnie po tym ich poznamy. Okulary przeciwsłoneczne obowiązkowe przez cały rok. Jeśli planujecie 3-4 dniowy odpoczynek od polskiej zimy dającej w kość, wybierajcie południe Europy!





Cypr ma piękne plaże
Nawiązując do jednego z pierwszych akapitów, cypryjskie plaże porównałam do typowo greckich. Piach i drobne kamienie, przejrzysta, błękitna woda (Morze Śródziemne). Warto jednak uciec od komercyjnych plaż przy hotelach - uwierzcie mi, że wzdłuż wybrzeża na pewno znajdziecie niejedną ładniejszą, z biało-złotym piachem i małą liczbą ludzi. To właśnie te plaże z Instagrama, na których nawet możecie zrobić sobie sesję i zaświecić tyłkiem przy mocno wyciętym kostiumie :D
Myślę, że jednak to woda robi tutaj największe wrażenie. Nawet z odległości widać jej przejrzystość, a piękny błękit zmieszany z turkusem nie pozwala oderwać od siebie oczu. Warto udać się też w miejsce, gdzie niekoniecznie jest plaża, a piaskowe, złociste skały, z których można podziwiać horyzont. Zachody słońca z takich miejsc wyglądają magicznie, mam na swoim koncie dwa w miejscowości Pafos, gdzie siedzieliśmy niemal całkowicie sami, z dala od ludzi obserwując tonące czerwone słońce.







Cypr jest przystosowany głównie do plażowania i pod leniwych turystów..
Turystów przywiezionych do hotelu, w pakiecie all inclusive, plaża prosto z apartamentu i tydzień wyjęty z życia, spędzony leżąc na leżaczku. Pod turystów emerytów z innych krajów, którzy przyjechali odpocząć, zaczerpnąć promieni słońca, rozchodzić kości i stawy (oczywiście nie obrażając nikogo). Raczej nie pod turystów, którzy chcą coś zwiedzić, bo.. nie za bardzo jest co moim zdaniem.. Tak jak wspomniałam wcześniej - to miasta w których codzienne życie widać tuż za rogiem, gdzie trzeba się wysilić, aby złapać instagramowy kadr, ja nie znalazłam tu nic szczególnie ciekawego, co by sprawiło, że chciałabym to wrócić. Ciesze się, że mogłam odwiedzić to miejsce, zapoznać się z nim i zrozumieć, że nie z każdej podróży wrócę podekscytowana i zakochana.

Jestem za to naładowana pozytywną energią, wyjazdy niesamowicie mnie uspokajają (mimo obecnego stresu przed wyjazdem), promienie słońca i długie spacery mnie wyciszają i wracam do pracy, na uczelnię z uśmiechem. Zdobywam nowe doświadczenia, odkrywam nieznane i to kocham robić w życiu! Kolejny punkt na mapie? Wracam na Maltę!














12:45:00 4 komentarze
Nowsze posty
Starsze posty

O mnie

Jestem Emilia, mam 22 lata. Na moim blogu znajdziesz wpisy o dotyczące urody, mody, a także podróży! Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś dla siebie i zostaniesz ze mną na dłużej xoxo .
Kopiowanie treści oraz zdjęć zamieszczanych na blogu jest surowo zabronione.
Kontakt: miller.emilia0@gmail.com

Kategorie

RECENZJE basic event lifestyle long hair don't care moda podróże poradnik uroda

Archiwum

  • ▼  2019 (5)
    • ►  sierpnia (1)
    • ▼  marca (3)
      • Zamiennik Laura Mercier za 25 zł! | Najlepszy pude...
      • Hoola czy Hoola Lite? Którą wersję kultowego bronz...
      • Nie zakochałam się w Cyprze
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2018 (29)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2017 (43)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (2)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2016 (44)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (1)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2015 (40)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2014 (4)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)

Popularne posty

  • NUDES | Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick No.13 VS No.16
    NUDES | Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick No.13 VS No.16
  • New shades of NUDE | Nowe kolory MatteCrayon Lipstick | Golden Rose
    New shades of NUDE | Nowe kolory MatteCrayon Lipstick | Golden Rose
  • RÓŻOWY: nie dla wszystkich?
    RÓŻOWY: nie dla wszystkich?
  • Jak uszyć biustonosz z koronki? DIY
    Jak uszyć biustonosz z koronki? DIY
  • Najlepsze cienie za 5 zł?! | Mystik Warsaw | Kontigo
    Najlepsze cienie za 5 zł?! | Mystik Warsaw | Kontigo

Facebook

Szukaj

Obsługiwane przez usługę Blogger.

by