Maybelline Lash Sensational VS Lash Sensational Luscious

by - 14:51:00


Ponad rok temu na polskim rynku zadebiutował tusz do rzęs firmy Maybelline w różowym opakowaniu. Wpadał w ręce zarówno zwykłych klientek jak i blogerek i vlogerek zbierając przy tym całą masę zwolenników. Również ja stałam się jego szczęśliwą posiadaczką. Po wielu miesiącach przerwy postanowiłam do niego wrócić, aby móc go zrecenzować i dodatkowo porównać z jego kolejną wersją umieszczoną w czarnym opakowaniu.



Tusz umieszczony jest w różowej, perłowej buteleczce charakterystycznej dla tej firmy, o pojemności 9,5 ml z czarnym napisem. Niesamowicie kobieca, elegancka - całkowicie w moim stylu. Szczoteczka jest identyczna jak pokazana z tyłu na opakowaniu - sylikonowa, łukowato wygięta, posiadająca włoski różnej długości. Od wewnętrznej strony znajdują się te krótsze, idealne do dolnych rzęs i do zagęszczania. Górne są zdecydowanie dłuższe, sprawdzają się do rozdzielania i maksymalnego wydłużenia. Tusz nie zostaje na szczoteczce, nabiera jego odpowiednią ilość.


Według zapewnień producenta kosmetyk ma zwiększać objętość rzęs i powodować efekt wachlarza na naszych oczach. Mogę się zgodzić w 100% z tym opisem. Tusz pokrywa każdą rzęsę z osobna czernią, pogrubiając oraz maksymalnie wydłużając i podkręcając je. Dzięki odpowiedniemu kształtowi szczoteczki dotrzemy do każdej rzęsy, zarówno tych krótkich w wewnętrznym kąciku oraz dolnych, jak i tych długich na zewnętrznych końcach oczu. Wygląda perfekcyjnie już przy pierwszej warstwie, kolejna tylko spotęguje efekt pięknie rozdzielonych i wydłużonych włosków. Przy takiej szczoteczce nie sposób posklejać rzęsy oraz trudno o powstanie jakichkolwiek grudek.
Formuła bez wosków ma duży wpływ na nasze rzęsy - nie obciąża ich ani nie oblepia. Zdecydowanie się z tym zgadzam - włoski są lekkie, niewyczuwalne, nie podrażniają powiek ani gałki, a do tego są elastyczne i miękkie. Daje maksymalnie naturalny efekt długich rzęs.

Trwałość - bez zarzutów. Tusz doskonale utrzymuje się na rzęsach cały dzień, od rana (czasem nawet od 5 ) do późnego wieczora. Efekt wachlarza nie zanika, kolor nie blaknie, a tusz nie kruszy się ani nie obija. Można także powiedzieć, że produkt jest też niesamowicie trwały i genialnie trzyma się rzęs - aby go zmyć trzeba użyć naprawdę dobrego specyfiku, inaczej tusz ani drgnie :D

Podobnie jak pozostałe tusze firmy Maybelline znajduje się on w opakowaniu, który mieści 9,5 ml produktu. Jego kolor jest matowy czarny, a napisy perłowo-różowe. Jej pełna nazwa to Maybelline Lash Sensational Luscious - With Oil Blend, Multiplying Effect. Szczoteczka, która znajduje się w środku jest adekwatna do tej, jaka jest z tyłu opakowania - sylikonowa, podłużna, grubsza u nasady i cieńsza przy końcu, posiadająca malutkie, gęste włoski umieszczone pionowymi rzędami (gwieździsty przekrój poprzeczny). Sprawdzają się idealnie do dolnych włosków oraz do zagęszczania tuż przy nasadzie. Zawiera też mały zbiorniczek pomiędzy. W skład tuszu wchodzą specjalne olejki, które mają na celu dbać o nasze rzęsy.


Zgodnie z opisem produkt powinien zwiększać objętość naszych rzęs, pozostawiać je gęste, miękkie i lśniące. Moim zdaniem tusz faktycznie ma kolor intensywnej czerni i sprawia, że rzęsy stale się błyszczą (efekt lekko mokrych, świeżo pomalowanych). Nie są one już niestety tak miękkie jak po użyciu poprzedniego tuszu, łatwo też o grudki i posklejane rzęski. Z tego względu, że szczoteczka jest duża, prosta i masywna trudniej dostać się do kącików oczu. Nie pomagają tu nawet krótkie włoski na szczoteczce, dlatego uważam, że bardzo łatwo posklejać rzęsy dotykając ich przypadkowo podczas malowania wewnętrznego kącika - a jeśli nie skleimy to ubrudzimy sobie powiekę, coś za coś :) Wracając do plusów - tusz faktycznie potrafi zagęścić i zwielokrotnić nasze rzęsy, jednak to nie jest ten sam efekt, co u różowego poprzednika. Są one także mocno wydłużone.

Niestety teraz czas wrócić na ziemię i powiedzieć coś o trwałości. I tu szczerze się zawiodłam. Po tej pięknej, intensywnej i pełnej blasku czerni spodziewałam się niesamowitej trwałości. Dostałam za to odbijający się tusz na górnej powiece oraz częściej na dole, co powodowało, że wyglądałam jakbym płakała lub jak panda :) Wybaczyłam nieporęczną szczoteczkę, którą w każdej chwili mogę zmienić, ale przez wadę wymienioną wyżej tusz został zdyskwalifikowany. Myślę, że to wszystko zasługa (lub też wina) zawartych w składzie olejków. Różnicę zauważyłam po kilku tygodniach stosowania. Po otwarciu produktu jest on zawsze zbyt mokry, aby go używać, więc trzeba odczekać kilkanaście dni. W wersji różowej (jak i innych tuszach z tej firmy) problem trwał dość krótko, bo 2 tygodnie.. a w wersji czarnej.. ciągnie się aż do teraz! Mimo, że tusz jest otwarty od maja, to do tej pory ma konsystencję tego świeżo otwartego, mokrego, trudnego w obsłudze tuszu. Wnioskując dalej to właśnie ta konsystencja wpływa na odbijanie się go na twarzy i tworzenie efektu pandy :)
Niemniej jednak tusz pozostaje czarny do końca dnia. Podobnie jak jego poprzednika niesamowicie trudno go zmyć.

Podsumowując.. Chyba już wiecie którą wersję wybrałam i do której wrócę jeszcze nie raz, a którą całkowicie zdyskwalifikowałam i dlaczego :)
Testowaliście już te tusze?
Jakie są wasze wrażenia?
Macie jakieś swoje ulubione z tej firmy czy preferujecie inne?
Na co zwracacie uwagę przy wyborze tuszu? Czy cena też odgrywa ważną rolę przy wyborze?



INSTAGRAM @miller.emilia
SNAPCHAT @mlecznyraj

You May Also Like

27 komentarze

  1. To różowe opakowanie totalnie mnie urzekło! :D

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie:
    Nowy post-klik!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że mam ten pierwszy! :D Jeszcze nie używałam, ale czeka sobie w szufladzie na swój dzień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wiesz, ze Twój aktualny tusz jest na wykończeniu - otwórz ten nowy jeszcze dziś, nie pożałujesz, a przynajmniej od razu bedziesz mogła go używać nie czekając 2 tygodnie aż stężeje :D

      Usuń
  3. Your eyelashes look amazing! Thanks for sharing :)

    xo Azu

    www.raven-locks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Super jest ten tusz. Chyba się na niego skuszę. :)
    Zapraszam na nowy post! :) https://jaglusia.wordpress.com/2016/08/20/jaglanka-na-wodzie-kokosowej-z-daktylami-jezynami-i-siemieniem-lnianym/

    OdpowiedzUsuń
  5. mam tylko lash sensational, natomiast muszę wypróbować tę nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Firma maybelline ogólnie jest dobra. Ja byłam zadowolona z prawie wszystkich ich kosmetyków. Teraz używam tuszu firmy pupa i muszę przyznać, że też jest spoko :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mialam ani jednego, ani drugiego, ale sporo ludzi mi je polecalo :D
    (W.)

    OdpowiedzUsuń
  8. No chyba nawet ja się dzięki takim poradom zacznę malować, haha :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie miałam nigdy takiego,ale muszę sobie kupić :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiele słyszałam o tym tuszu do rzęs i chyba sobie taki sprawię! A tak swoją drogą, masz śliczne paznokcie ♥
    http://written-by-loony.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ta rózowa wersja kompletnie się u mnie nie sprawdziła.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ojej, ten drugi masakra....! Unikam takich tuszy, które tak okropnie sklejają rzęsy, wygląda to wręcz PASKUDNIE. Ale ten pierwszy - kuszący :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten drugi skleja rzęsy, to widac :)

    rilseee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie testowałam jeszcze ani jednego z nich, ja używam tuszów z AVON lub RIMMEL :)
    Ale po Twojej recenzji z chęcią przetestowałabym ten pierwszy :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie mam tych tuszy, ale słyszałam tyle dobrych opinii o tym pierwszym, ze chyba go kupię. Jeszcze tak z innej beczki, to zadroszczę takich ładnych, gęstych brwi :)

    www.weronikajankowska.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie polecam :)
      Dziękuję bardzo, niezmiernie mi miło! :)

      Usuń
  16. nie używałam,ale czytałam o nim same dobre opinie :)

    zapraszam do siebie -> KLIK :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zdecydowanie stawiam na pierwszy tusz, który dość naturalnie podkreśla rzęsy. Bardzo lubię maskary z Maybelline, zazwyczaj kupuję żółtą w czarne napisy i czarną w żółte :D Nie pamiętam dokładnych nazw. Świetnie zobrazowałaś jak tusze sprawdzają się na rzęsach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      To chyba te z serii Collosall, niegdyś moje ulubione i używane niezmiennie przez dobrych kilka lat :D

      Usuń
  18. Miałam jedną maskarę z Maybelline i nie mam jej nic do zarzucenia, jednak ostatnio przerzuciłam się na tusze z Eveline.
    Pierwsza opcja bardzo kusi.

    https://hot-schot.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Super efekty! Osobiście chyba zdecydowałabym się na pierwszy tusz, bo jest bardziej naturalny. :)
    http://nwaldowska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie miałam żadnego, ale chyba skuszę się na zakup ! Świetny post ;)
    Zapraszam do siebie moda-naszym-swiatem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja z MAybelline uwielbiałam tusz w takim złotobrązowym opakowaniu. Fenomenalny jak dla mnie :) ♥

    OdpowiedzUsuń
  22. Ewidentnie widać różnicę tych tuszów, ogólnie posiadam prawie wszystko do makijażu z Maybelline, ponieważ na prawdę lubię tą markę. Ciekawy post i recenzja w 100% przedstawiona ♥
    Pozdrawiam, Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
  23. Lubię tą markę, tusze z niej są świetne! Nie testowałam jeszcze tego, muszę przetestować :) Masz piękne oczy!
    http://everything-by-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. Wg mnie tusz w.czarnym opakowaniu znacznie lepszy. Rzesy czaeniejsze pelniejsze bardziej wyraziste grube. Bardzp duzo komplementów doataje i pytan czy to.aby mpje prawdziwe rzesy. Niestwty tusz w rozowym.ppakowaniu kiepski. Czuje sie tak jakbym miala niepomalowane rzesy mimo nalozenia 3 warstw

    OdpowiedzUsuń