Ponad rok temu na polskim rynku zadebiutował tusz do rzęs firmy Maybelline w różowym opakowaniu. Wpadał w ręce zarówno zwykłych klientek jak i blogerek i vlogerek zbierając przy tym całą masę zwolenników. Również ja stałam się jego szczęśliwą posiadaczką. Po wielu miesiącach przerwy postanowiłam do niego wrócić, aby móc go zrecenzować i dodatkowo porównać z jego kolejną wersją umieszczoną w czarnym opakowaniu.
Tusz umieszczony jest w różowej, perłowej buteleczce charakterystycznej dla tej firmy, o pojemności 9,5 ml z czarnym napisem. Niesamowicie kobieca, elegancka - całkowicie w moim stylu. Szczoteczka jest identyczna jak pokazana z tyłu na opakowaniu - sylikonowa, łukowato wygięta, posiadająca włoski różnej długości. Od wewnętrznej strony znajdują się te krótsze, idealne do dolnych rzęs i do zagęszczania. Górne są zdecydowanie dłuższe, sprawdzają się do rozdzielania i maksymalnego wydłużenia. Tusz nie zostaje na szczoteczce, nabiera jego odpowiednią ilość.
Według zapewnień producenta kosmetyk ma zwiększać objętość rzęs i powodować efekt wachlarza na naszych oczach. Mogę się zgodzić w 100% z tym opisem. Tusz pokrywa każdą rzęsę z osobna czernią, pogrubiając oraz maksymalnie wydłużając i podkręcając je. Dzięki odpowiedniemu kształtowi szczoteczki dotrzemy do każdej rzęsy, zarówno tych krótkich w wewnętrznym kąciku oraz dolnych, jak i tych długich na zewnętrznych końcach oczu. Wygląda perfekcyjnie już przy pierwszej warstwie, kolejna tylko spotęguje efekt pięknie rozdzielonych i wydłużonych włosków. Przy takiej szczoteczce nie sposób posklejać rzęsy oraz trudno o powstanie jakichkolwiek grudek.
Formuła bez wosków ma duży wpływ na nasze rzęsy - nie obciąża ich ani nie oblepia. Zdecydowanie się z tym zgadzam - włoski są lekkie, niewyczuwalne, nie podrażniają powiek ani gałki, a do tego są elastyczne i miękkie. Daje maksymalnie naturalny efekt długich rzęs.
Trwałość - bez zarzutów. Tusz doskonale utrzymuje się na rzęsach cały dzień, od rana (czasem nawet od 5 ) do późnego wieczora. Efekt wachlarza nie zanika, kolor nie blaknie, a tusz nie kruszy się ani nie obija. Można także powiedzieć, że produkt jest też niesamowicie trwały i genialnie trzyma się rzęs - aby go zmyć trzeba użyć naprawdę dobrego specyfiku, inaczej tusz ani drgnie :D
Podobnie jak pozostałe tusze firmy Maybelline znajduje się on w opakowaniu, który mieści 9,5 ml produktu. Jego kolor jest matowy czarny, a napisy perłowo-różowe. Jej pełna nazwa to Maybelline Lash Sensational Luscious - With Oil Blend, Multiplying Effect. Szczoteczka, która znajduje się w środku jest adekwatna do tej, jaka jest z tyłu opakowania - sylikonowa, podłużna, grubsza u nasady i cieńsza przy końcu, posiadająca malutkie, gęste włoski umieszczone pionowymi rzędami (gwieździsty przekrój poprzeczny). Sprawdzają się idealnie do dolnych włosków oraz do zagęszczania tuż przy nasadzie. Zawiera też mały zbiorniczek pomiędzy. W skład tuszu wchodzą specjalne olejki, które mają na celu dbać o nasze rzęsy.
Zgodnie z opisem produkt powinien zwiększać objętość naszych rzęs, pozostawiać je gęste, miękkie i lśniące. Moim zdaniem tusz faktycznie ma kolor intensywnej czerni i sprawia, że rzęsy stale się błyszczą (efekt lekko mokrych, świeżo pomalowanych). Nie są one już niestety tak miękkie jak po użyciu poprzedniego tuszu, łatwo też o grudki i posklejane rzęski. Z tego względu, że szczoteczka jest duża, prosta i masywna trudniej dostać się do kącików oczu. Nie pomagają tu nawet krótkie włoski na szczoteczce, dlatego uważam, że bardzo łatwo posklejać rzęsy dotykając ich przypadkowo podczas malowania wewnętrznego kącika - a jeśli nie skleimy to ubrudzimy sobie powiekę, coś za coś :) Wracając do plusów - tusz faktycznie potrafi zagęścić i zwielokrotnić nasze rzęsy, jednak to nie jest ten sam efekt, co u różowego poprzednika. Są one także mocno wydłużone.
Niestety teraz czas wrócić na ziemię i powiedzieć coś o trwałości. I tu szczerze się zawiodłam. Po tej pięknej, intensywnej i pełnej blasku czerni spodziewałam się niesamowitej trwałości. Dostałam za to odbijający się tusz na górnej powiece oraz częściej na dole, co powodowało, że wyglądałam jakbym płakała lub jak panda :) Wybaczyłam nieporęczną szczoteczkę, którą w każdej chwili mogę zmienić, ale przez wadę wymienioną wyżej tusz został zdyskwalifikowany. Myślę, że to wszystko zasługa (lub też wina) zawartych w składzie olejków. Różnicę zauważyłam po kilku tygodniach stosowania. Po otwarciu produktu jest on zawsze zbyt mokry, aby go używać, więc trzeba odczekać kilkanaście dni. W wersji różowej (jak i innych tuszach z tej firmy) problem trwał dość krótko, bo 2 tygodnie.. a w wersji czarnej.. ciągnie się aż do teraz! Mimo, że tusz jest otwarty od maja, to do tej pory ma konsystencję tego świeżo otwartego, mokrego, trudnego w obsłudze tuszu. Wnioskując dalej to właśnie ta konsystencja wpływa na odbijanie się go na twarzy i tworzenie efektu pandy :)
Niemniej jednak tusz pozostaje czarny do końca dnia. Podobnie jak jego poprzednika niesamowicie trudno go zmyć.
Podsumowując.. Chyba już wiecie którą wersję wybrałam i do której wrócę jeszcze nie raz, a którą całkowicie zdyskwalifikowałam i dlaczego :)
Testowaliście już te tusze?
Jakie są wasze wrażenia?
Macie jakieś swoje ulubione z tej firmy czy preferujecie inne?
Na co zwracacie uwagę przy wyborze tuszu? Czy cena też odgrywa ważną rolę przy wyborze?
INSTAGRAM @miller.emilia
FANPAGE Miller Emilia Blog
SNAPCHAT @mlecznyraj
27 komentarze
To różowe opakowanie totalnie mnie urzekło! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie:
Nowy post-klik!
Cieszę się, że mam ten pierwszy! :D Jeszcze nie używałam, ale czeka sobie w szufladzie na swój dzień :)
OdpowiedzUsuńJeśli wiesz, ze Twój aktualny tusz jest na wykończeniu - otwórz ten nowy jeszcze dziś, nie pożałujesz, a przynajmniej od razu bedziesz mogła go używać nie czekając 2 tygodnie aż stężeje :D
UsuńYour eyelashes look amazing! Thanks for sharing :)
OdpowiedzUsuńxo Azu
www.raven-locks.blogspot.com
Super jest ten tusz. Chyba się na niego skuszę. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post! :) https://jaglusia.wordpress.com/2016/08/20/jaglanka-na-wodzie-kokosowej-z-daktylami-jezynami-i-siemieniem-lnianym/
mam tylko lash sensational, natomiast muszę wypróbować tę nowość :)
OdpowiedzUsuńFirma maybelline ogólnie jest dobra. Ja byłam zadowolona z prawie wszystkich ich kosmetyków. Teraz używam tuszu firmy pupa i muszę przyznać, że też jest spoko :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie mialam ani jednego, ani drugiego, ale sporo ludzi mi je polecalo :D
OdpowiedzUsuń(W.)
No chyba nawet ja się dzięki takim poradom zacznę malować, haha :D
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy takiego,ale muszę sobie kupić :)
OdpowiedzUsuńWiele słyszałam o tym tuszu do rzęs i chyba sobie taki sprawię! A tak swoją drogą, masz śliczne paznokcie ♥
OdpowiedzUsuńhttp://written-by-loony.blogspot.com/
Ta rózowa wersja kompletnie się u mnie nie sprawdziła.
OdpowiedzUsuńOjej, ten drugi masakra....! Unikam takich tuszy, które tak okropnie sklejają rzęsy, wygląda to wręcz PASKUDNIE. Ale ten pierwszy - kuszący :)
OdpowiedzUsuńTen drugi skleja rzęsy, to widac :)
OdpowiedzUsuńrilseee.blogspot.com
Nie testowałam jeszcze ani jednego z nich, ja używam tuszów z AVON lub RIMMEL :)
OdpowiedzUsuńAle po Twojej recenzji z chęcią przetestowałabym ten pierwszy :)
Nie mam tych tuszy, ale słyszałam tyle dobrych opinii o tym pierwszym, ze chyba go kupię. Jeszcze tak z innej beczki, to zadroszczę takich ładnych, gęstych brwi :)
OdpowiedzUsuńwww.weronikajankowska.pl
Zdecydowanie polecam :)
UsuńDziękuję bardzo, niezmiernie mi miło! :)
nie używałam,ale czytałam o nim same dobre opinie :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie -> KLIK :)
Zdecydowanie stawiam na pierwszy tusz, który dość naturalnie podkreśla rzęsy. Bardzo lubię maskary z Maybelline, zazwyczaj kupuję żółtą w czarne napisy i czarną w żółte :D Nie pamiętam dokładnych nazw. Świetnie zobrazowałaś jak tusze sprawdzają się na rzęsach!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTo chyba te z serii Collosall, niegdyś moje ulubione i używane niezmiennie przez dobrych kilka lat :D
Miałam jedną maskarę z Maybelline i nie mam jej nic do zarzucenia, jednak ostatnio przerzuciłam się na tusze z Eveline.
OdpowiedzUsuńPierwsza opcja bardzo kusi.
https://hot-schot.blogspot.com/
Super efekty! Osobiście chyba zdecydowałabym się na pierwszy tusz, bo jest bardziej naturalny. :)
OdpowiedzUsuńhttp://nwaldowska.blogspot.com/
Nie miałam żadnego, ale chyba skuszę się na zakup ! Świetny post ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie moda-naszym-swiatem.blogspot.com
Ja z MAybelline uwielbiałam tusz w takim złotobrązowym opakowaniu. Fenomenalny jak dla mnie :) ♥
OdpowiedzUsuńEwidentnie widać różnicę tych tuszów, ogólnie posiadam prawie wszystko do makijażu z Maybelline, ponieważ na prawdę lubię tą markę. Ciekawy post i recenzja w 100% przedstawiona ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Aleksandra
Lubię tą markę, tusze z niej są świetne! Nie testowałam jeszcze tego, muszę przetestować :) Masz piękne oczy!
OdpowiedzUsuńhttp://everything-by-me.blogspot.com/
Wg mnie tusz w.czarnym opakowaniu znacznie lepszy. Rzesy czaeniejsze pelniejsze bardziej wyraziste grube. Bardzp duzo komplementów doataje i pytan czy to.aby mpje prawdziwe rzesy. Niestwty tusz w rozowym.ppakowaniu kiepski. Czuje sie tak jakbym miala niepomalowane rzesy mimo nalozenia 3 warstw
OdpowiedzUsuń