facebook google twitter tumblr instagram linkedin
  • Start
  • Kategorie
    • Lifestyle
    • Fashion Diary
    • Beauty & Care
    • Podróże
    • Poradniki
    • Event
  • Serie
    • Basic
    • Long Hair Don't Care
  • Mapa podróży
  • O mnie
  • Kontakt

Emilia Miller


Zakupy na chińskich stronach nie są mi obce, jednak nigdy nie chwaliłam się swoimi zdobyczami. Czas to zmienić! Pierwsze dni nowego roku przyniosły ze sobą paczkę, która została zamówiona na stronie Rosewholesale! Jesteście ciekawi mojej opinii o tym sklepie oraz jakości dostępnych tam produktów? Zapraszam Was na pierwszy na moim blogu haul zakupowy wraz z recenzjami! :)

Wszyscy piszą tyle dobrego o chińskich akcesoriach do makijażu, więc i ja się skusiłam, z tą różnicą, że nie chwyciłam typowych 'chińskich puchaczy', a inne zestawy. Tym sposobem najbardziej wyczekiwane rzeczy w paczce to dwa zestawy pędzli do makijażu. Pierwszy z nich, różowy, to zestaw do oczu z włosia końskiego. Pędzelki są identyczne jak na zdjęciu, nie mam im nic do zarzucenia, poza tym, że nie są tak przyjemne i milusie w dotyku jak klasyczne syntetyki, do których jestem przyzwyczajona. Są też minimalnie za długie do precyzyjnego makijażu oka, jednak z pewnością sprawdzą się przy blendowaniu oraz przy nakładaniu cieni na całą powiekę lub w załamanie. Bardziej do gustu przypadły mi pędzle z czarnym włosiem i ten najmniejszy z białym. Włosie nie wypada, skuwki się nie ruszają, a pędzelki przyszły w stanie nienaruszonym, każdy spakowany osobno, a następnie wszystkie w jeszcze jednym opakowaniu. Ich cena jest śmiesznie niska, więc nie spodziewałam się cudów, ale mimo wszystko jestem zadowolona, dla każdego pędzla znajdę zastosowanie! KLIK
Drugi zestaw jest w kolorze mleczo-kawowym i liczy 12 pędzli do oczu. Skuwki są różano-złote i wszystkie są solidnie przyklejone do trzonka. Prezentują się bardzo dobrze, są bardziej eleganckie. Tylko w jednym z pędzli zauważyłam dość intensywne wypadanie włosia, jednak pozostałe są idealnie przycięte, a włosie pozostaje na miejscu. Jest ono syntetyczne oraz kozie. Mogłabym śmiało powiedzieć, że ten zestaw jest mocno inspirowany kompletem 12 pędzli do oczu z Zoevy, część pędzli naprawdę ma podobny kształt. Ten zestaw zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu, również od razu po odpakowaniu użyłam go i zakochałam się w kilku pędzlach! Nie zjadają produktu, świetenie blendują, są bardzo przyjemne w dotyku. Co ciekawe - zestaw bogatszy o 5 pędzli, lepszy jakościowo, a cena identyczna jak poprzednik! KLIK


Pomimo tego, że swój zegarek na czarnym skórzanym pasku z Daniela Wellingtona darzę wielką miłością, uznałam, że to najwyższy czas znaleźć coś na zastępstwo, szczególnie na dalekie wyjazdy na drugi koniec Europy.. czy też świata. Tym sposobem w moje ręce wpadł zegarek z motywem jaki marzył mi się od dawna: mapa świata! Zegarek jest na materiałowym pasku w kolorze szarego, spranego jeansu, a całą atrakcję stanowi wskazówka od sekund, która jest kręcącym się dookoła tarczy samolotem! Do wyboru jest wiele innych modeli z kategorii podróżniczej, jednak to właśnie ten spodobał mi się od samego początku. Wykonany jest bardzo dobrze. Jego cena jest teraz niestety wyższa. KLIK


Drugi zegarek wzięłam z powodu koloru swojego paska, byłam znudzona ciągłą czernią. Wybrałam intensywny szafir, wyglądający wspaniale zarówno na stronie jak i na internecie, piękny, żywy. Ozdobą jest piękny motyw koronki na białej tarczy, niesamowicie dziewczęcy i uroczy, jednocześnie elegancki i codzienny. Świetnie sprawdzi się do prostych stylizacji. Pasek jest dość sztywny, jednak z czasem się wyrobi, mechanizm zamknięty jest w złotej obudowie, a na tarczy są 4 kropki w tym samym kolorze. Jego cena jest zaskakująco niska, a wykonanie bardzo dobre, bez żadnych niedociągnięć! KLIK


Na koniec zostawiam Wam 3 perełki z tego zamówienia... Ale czy oby na pewno tylko 3? Przekonajcie się sami!

Najdroższą rzeczą z zamówienia jest wielki szal w paski. Spośród kilku kolorów zdecydowałam się na najbardziej uniwersalne połączenie, jednocześnie delikatne - biel i szarość. Wybrałam go z myślą noszenia do żółtego, kurczakowego futerka - potrzebowałam czegoś stonowanego, ale jednocześnie ciekawego. Szal wykonany jest z akrylu, a jego wymiary to 190 cm długości na 90 cm szerokości - tak, jest ogromny! Jest bardzo dobrze wykonany Zakochałam się w nim od pierwszego dotyku - jest niesamowicie milusi i mięsisty, dość ciężki. Można się nim opatulić i być bezpiecznym podczas mrozów. Świetnie sprawdzi się też jako nakrycie podczas pobytu w chłodnym pomieszczeniu. Nie wiedziałam, że aż tak się z nim polubię, teraz jednak wiem, że będzie mi towarzyszył aż do wiosny i ocieplenia!  Znajdziecie go tutaj - KLIK
PS. Szal jest na tyle uniwersalny, że posłużył mi nawet jako tło pod dzisiejsze zdjęcia!


Torebka była pierwszą rzeczą jaką wrzuciłam do koszyka, jednak była ona w kolorze różowym. Po długich namysłach zamieniłam ją na srebrną, a ostatecznie na złotą - kolor, który dopiero wprowadzam do swojego życia, gdyż wolę srebro ;) Gdybym wiedziała, że torebka będzie tak idealna od razu wzięłabym wszystkie 3 kolory nad którymi się zastanawiałam!
Torebka jest mała, jednak zmieści wszystko co potrzeba - duży portfel, telefon, powerbanka, kosmetyki, szczotkę do włosów... i ciągle nie będzie wybrzuszeń. Wykonana jest z miłego w dotyku materiału przypominającego skórkę, dość sztywnego. Jest to złoto-beżowy kolor, który jest metaliczny i pięknie połyskujący - w świetle potrafi przybrać różne odcienie złota. W środku jest mocna, matowa podszewka. Wszelkie elementy są w kolorze złotym, podobnie jak napis na przodzie, który z początku mi przeszkadzał, jednak teraz jest dla mnie niezauważalny. Zapinana jest na zamek, w środku ma dwie kieszonki, w tym jedną zasuwaną. Niesamowicie spodobał mi się jej graficzny motyw, całkowicie skradł on moje serce. Wykonana jest bardzo dobrze, wszelkie części działają bez zarzutów, nie ma zbędnych nitek i niedociągnięć. Jest identyczna jak na stronie, ba! Nawet ładniejsza! Myślę, że następnym razem skuszę się na ten sam model w innym kolorze, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jakością tej torebki przy tak skrajnie niskiej cenie! Jednocześnie wzbudza ona spore zaintersowanie! Przyszła zapakowana w odpowiedni materiałowy woreczek, świetny do przechowywania. Dostępna jest na ich stronie tutaj - KLIK


Ostatnią rzeczą z tego wielkiego zamówienia ze strony Rosewholesale jest zestaw ośmiu czarnych chokerów. Kiedy go zamawiałam było tylko jedno zdjęcie podglądowe i niewiele było na nim widać szczegółów, można powiedzieć, że zamówiłam je prawie w ciemno. Przy opakowywaniu paczki byłam mile zaskoczona: każdy z nich był w osobnym woreczku strunowym, a następnie umieszczone jako zestaw w większym woreczku. Dlaczego zdecydowałam się na gotowy zestaw? Uznałam, że wybierając je pojedynczo z pewnością nie wyjdzie to tak tanio jak w przypadku gotowego zestawu, który cały mi się podoba (kupowałam jeszcze w niższej cenie niż jest teraz).
Każdy choker wykonany jest bardzo starannie, nic nie wystaje. Metalowe części wykończeniowe są w kolorze srebrnym, złotym oraz staro-złotym. Zestaw składający się z 8 chokerów zawiera jeden zrobiony z żyłki (bardzo popularne w latach '90 oraz 3 lata temu), 3 wykonaych z aksamitki, 2 ze sznurka, w tym jeden wiązany oraz 2 kwiatowe tasiemki. Uważam, że zestaw jest bardzo zróżnicowany i udany, praktycznie cały trafił w moje gusta (za wyjatkiem pierwszego chokera z żyłki, który mi się znudził). Za taką cenę polecam zakupić sobie ten zestaw, szczególnie jeśli nie macie jeszcze ani jednej takiej ozdoby! Znajdziecie go tutaj, ciągle w promocyjnej cenie - KLIK



Paczka szła do mnie rekordowo szybko - była zamówiona tuż po świętach, a po 12 dniach oczekiwania pojawiła się w moim domu! Nad wszystkim miałam kontrolę dzięki 'tracking numbrer', wiedziałam gdzie znajduje się paczka w danym momencie. Jestem bardzo zadowolona z jakości produktów z tej strony, z cen do nich adekwatnych oraz do szybkości usługi. Strona jest przejrzysta, kategorie są dobrze podzielone, sprawiając, że wyszukiwanie rzeczy jest łatwiejsze, a dostępne filtrowanie produktów pozwala nam na sprecyzowanie. Znajdziemy tu niesamowitą ilość ubrań dla kobiet w każdym wieku i stylu, jednak jak widzicie po moim zamówieniu - strona ma niesamowity wybór dodatków i akcesoriów, które ja sobie szczególne upodobałam!
Z jakich storn najczęściej zamawiacie ubrania i dodatki? 
Kupujecie na chińskich stronkach, jak Rosewholesale czy AliExpress? 
Co to najczęściej jest?
Dajcie znać jak podobały Wam się moje zakupy :)
Jeśli możecie poklikajcie w linki (KLIK)
RÓŻOWE PĘDZLE - KLIK
BRĄZOWE PĘDZLE - KLIK
ZEGAREK MAPA - KLIK
ZEGAREK Z KORONKĄ - KLIK
SZAL W PASKI - KLIK
ZŁOTA TOREBKA - KLIK
CZARNE CHOKERY - KLIK

PAMIĘTAJ O MOICH SOCIAL MEDIACH!
Zaobserwuj instagrama @miller.emilia oraz polub mój fanpage Miller Emilia Blog
Nie zapomnij skomentować i zaobserwować bloga oraz zapisać się do newslettera, aby być na bieżąco!
08:30:00 23 komentarze

!PODSUMOWANIE KURACJI TUTAJ!

Podobnież oczy są zwierciadłem duszy, a szczególnie te u kobiet. W końcu to one najczęściej sięgają po kolorowe kosmetyki aby podkreślić swoją tęczówkę czy też pochwalić się wspaniałym wachlarzem rzęs. Jednak nie każdą z nas Matka Natura obdarzyła naturalnymi firankami, pięknie podkręconymi, gęstymi, ciemnymi, dlatego tak często szukamy sposobów na wzmocnienie tego efektu. Najprościej sięgnąć po super-tusz, jednak efekt jest chwilowy - aż do demakijażu. Podobnie działają sztuczne, przyklejane rzęsy, a popularną nowością jest zabieg przedłużania i zagęszczania rzęs w salonach, jednak uważam, że nieumiejętnie dobrana metoda sprawia, że oko wygląda nienaturalnie i karykaturalnie.
Obecne na rynku preparaty stymulujące wzrost rzęs oraz poprawiające ich kondycję, sprawią, że włoski będą ciemniejsze i gęstsze, a do tego wyglądać naturalnie. Pomimo tego, że na efekty trzeba poczekać, skusiłam się na kurację z serum do rzęs REALASH z firmy Orphica. Zdecydowanie wolę długotrwały i zniewalający efekt na który poczekam, niż jednorazowy i sztuczny. Moje rzęsy od listopada przechodzą kryzys, były w fazie osłabienia i wypadania, więc zabieg przedłużania czy zagęszczania tylko dodatkowo by je obciążył!

Orphica do marka czerpiąca z świata natury najlepsze składniki, a następnie odpowiednio je selekcjonuje, poddaje testom i umieszcza w biało-miętowych opakowaniach. Łączy siły natury i nauki, aby wyprodukowane produkty były jak najbardziej skuteczne. Orphica zebrała już grono zadowolonych klientek, a także mnóstwo pochwał w mediach internetowych oraz gazetach, w tym także nagrody. 'Real You' to motto marki. Dzięki ich produktom odnajdziemy w Nas prawdziwe piękno i nauczymy się akceptować siebie.

W swojej kolekcji znajdziemy aż 6 produktów: odżywkę do rzęs REALASH, odżywkę do brwi BROW, serum pod oczy PURE, kredkę do oczu ARROW, eyeliner w kredce EDGE oraz tusz do rzęs UP.



Paczuszkę otrzymałam w ekspresowym tempie, wszystko starannie zapakowane, bezpieczne. Wewnątrz ujrzałam piękne logowane tekturowe białe pudełko z niebieskim, holograficznym wzorem geometryczno-kwiatowym. Nie mogłam wyjść z podziwu trzymając je w rękach!
Po wysunięciu wewnętrznej części znalazłam w niej zawinięte w ozdobny papier i wstążkę kosmetyki w pudełeczkach. Wewnątrz każdego kartoniku z produktem znajdziemy dodatkowo instrukcję oraz dokładny opis każdego kosmetyku.


Uwielbiam rozpoczynanie od pierwszego dnia miesiąca, wtedy dokładnie kontroluję ile dni już trwa kuracja, więc i tym razem powstrzymałam się przez okres świąteczny i rozpoczęłam kurację z odżywką do rzęs dokładnie 1 stycznia 2017 roku. Na efekty poczekam do połowy lutego i wtedy spodziewajcie się pełnej recenzji, nie tylko samej odżywki REALASH, ale także pozostałych dwóch produktów jakimi są tusz do rzęs UP i kredki do oczu ARROW.



!PODSUMOWANIE KURACJI TUTAJ!
Stosujecie odżywki do brwi i rzęs?
Miałyście kontakt z tą odżywką i produktami firmy Orphica?
Jakie jest wasze zdanie? Chętnie się dowiem :)

PAMIĘTAJ O MOICH SOCIAL MEDIACH!
Zaobserwuj instagrama @miller.emilia oraz polub mój fanpage Miller Emilia Blog
Nie zapomnij skomentować i zaobserwować bloga oraz zapisać się do newslettera, aby być na bieżąco!

09:00:00 16 komentarze

Pomimo tego, że Sylwester już za nami, to wielkimi krokami zbliża się karnawał, a w nim także studniówki! Jeśli kochasz makeup i na wszelkiego rodzaju imprezy malujesz się sama musisz się zaopatrzyć w odpowiedni zestaw, który sprawi, że będziesz wyglądać nieskazitelnie przez całą noc zabawy! Myśląc o zbliżających się imprezach i spotkaniach, a także postanowiłam zaopatrzyć się w dobry podkład, szczególnie, że mój aktualny był już na wykończeniu.
Postawiłam sobie kilka wymagań, jakie ma spełniać produkt, a jedną z nich była trwałość oraz krycie, które można budować. Jest to dla mnie szczególnie ważne zimą, kiedy szaliki, czapki i chusteczki do nosa lubią zjadać nam kosmetyk z twarzy!
Spośród wielu kandydatów, m.in. niedostępnego w sklepach internetowych i stacjonarnych Catrice HD Liquid Coverage czy też znanego mi wcześniej Revlona CS wybrałam podkład o wielu sprzecznych opiniach - Pierre Rene Skin Balance. Motywacją do jego kupna była także promocja 50% w sklepach Kontigo, ostatnio mojej ulubionej drogerii. Dorwałam ten podkład za 13 zł, dobrałam też do niego puder ryżowy za 9 zł oraz fixer również za 12 zł. Za całość zapłaciłam niecałe 40 zł, podczas gdy bez promocji koszt dochodziłby do 80!

Pierre Rene Skin Balance (Nr.20 Champagne)
Kolor Szampański, czyli nr. 20 to najjaśniejszy z całej kolekcji, to odcień idealny dla bladziochów! Idealnie sprawdza się na mojej 'zimowej skórze', wręcz mogę powiedzieć, że jest za jasny! Niestety kolejny numerek był dla mnie o wiele za ciemny, nie pozostało mi nic jak wziąć jaśniejszy i go ocieplać i przyciemniać, to zdecydowanie łatwiejsze. Kolor, jak już wspomniałam, jest jasny, jednocześnie nie ma w nim różowych tonów - jest neutralny z kierunkiem do żółtych tonów. Na stronie jest dość nieadekwatny, bo wygląda na siny!
Rozpoczęłam od koloru, jednak opakowanie także jest ważne! Produkt znajduje się w szklanej buteleczce, prostej i eleganckiej, o pojemności 30 ml z pompką dozującą. Nie zacina się, można stopniować ilość dozowanego kosmetyku. Pompka przykryta jest plastikową zakrętką, a przy zamykaniu słychać charakterystyczne 'klik'. Oryginalny, nieotwarty produkt umieszczony jest w pudełeczku tekturowym.
Produkt jest dość gęsty, zbity. Posiada intensywny zapach wanilii, który jest mdły, jednak po chwili staje się całkowicie niewyczuwalny. Aplikacja podkładu po raz pierwszy sprawiła mi nieco problemów - tworzył smugi, nie kleił się twarzy, nie miał pełnego krycia, tworzył dziury i prześwity. O aplikacji palcami nie ma mowy! Postawiłam na wilgotną gąbeczkę i kluczem okazało się użycie małej ilości produktu! Podkład nałożony cienką warstwą daje lepsze krycie i efekt niż nałożenie szpachli. Kolor skóry ujednolicił się, drobne niedoskonałości zostały przykryte. Pierwsze chwile po nałożeniu mamy efekt mokrej twarzy, jednak już podczas nakładania korektora podkład staje się matowy.
Podkład faktycznie jest wodoodporny, nie straszna mu woda, deszcz, śnieg. Nie ściera się ani za pomocą ubrań, ani chusteczek, ani po przetarciu ręką. Trwałość jak najbardziej na plus, utrzymuje się przez cały dzień bez zarzutów, również przetrwał imprezy. Nie zapchał mnie, ale to też kwestia odpowiedniej pielęgnacji i demakijażu każdego dnia. Nie tworzy efektu maski, a jego krycie można stopniować od średniego do mocnego! Podczas dnia nie czuję go na twarzy, ładnie się z nią stapia, niestety niezagruntowany pudrem wchodzi w załamania, co zauważyłam na czole, kiedy zaczynałam malować brwi unosząc je. Najbardziej zadowolona jestem z doboru koloru oraz z tego, że podkład nie ciemnieje! Z pewnością nie będzie to moje ostatnie opakowanie




Pierre Rene Loose Powder
To sypki puder ryżowy zamknięty w plastikowym pudełeczku z sitkiem. 8 gram produktu starczy na minimum pół roku użytkowania, gdyż sypie pudry z reguły są bardzo wydajne. Produkt kupujemy w tekturowym opakowaniu, a sitko jest zaklejone naklejką.
Niestety muszę się przyczepić do opakowania - pomimo tego, że zamykając wieczko czuję jakby lekko się zasysało, to brakuje mi tradycyjnej zakrętki która o wiele bardziej zabezpieczy mój puder przed otworzeniem się. Tu wygrywa puder Paese. Jednak pod względem sitka zdecydowanie wygrywa puder Pierre Rene. W pierwszym z pudrów nie raz miałam sytuację, że siteczko samo odpadało po odwróceniu opakowania do góry nogami, a kiedy otwierałam je miałam niemilą niespodziankę na całej toaletce.. lub co gorsza na czarnych spodniach. W pudrze z Pierre Rene sitko nie wyskakuje i nie robi niespodzianek, a w dodatku wieczko jest przezroczyste, co ułatwia nam kontrolowanie produktu od góry.
Puder jest transparentny, jednak przy nieostrożnej aplikacji potrafi bielić. Zazwyczaj nakładam go puchatym pędzlem, jednak ostatnio próbuję nakładania go wilgotną gąbeczką i tym efektem jestem zachwycona! Produkt ma piękny zapach, również z nutą wanilii, jednak nie tak nachalnej jak w przypadku podkładu - dość słodki.
Jest też druga kategoria w której puder ryżowy z Pierre Rene ma przewagę nad pudrem z Paese: obietnice producenta. Loose Powder zdobył moje serce idealnym zmieleniem pudru, który przypomina delikatny puch, a także wielogodzinnym matem na mojej twarzy. Malując się rano zwykle po 3-4 godzinach wymagałam poprawki, bo skóra zaczynała się świecić.. Z tym puderem jestem w stanie wytrzymać cały dzień bez poprawek w kwestii zmatowienia! Mat utrzymuje się od 7 do 12 godzin, czyli czas o jakim bym nigdy nie pomyślała! Wytrzymuje wszelkie warunki, od ciepła do zimna, aż po wilgoć, wiatr, ocieranie ubraniami. Pod koniec dnia ma delikatnie i subtelnie świecącą się twarz, co mi całkowicie nie przeszkadza, prędzej poprawiam widoczne przebarwienia czy krostki. Jednym słowem jestem zachwycona! Nie uwydatnia zmarszczek, nadaje się do bakingu, wygładza cerę, nie wchodzi w załamania i pory, nie wysusza ani nie ściąga skóry. Jak dla mnie same pozytywy.. i już wiem, że wrócę do niego jak tylko się skończy! Znalazłam swój ideał :)


Pierre Rene Makeup Fixer
To produkt, który mnie całkowicie zaskoczył. Nie oczekując zbyt wiele dostałam wszystko co obiecywał producent! Zamknięty w metalowym opakowaniu sprej pozwala na utrwalenie naszego gotowego makijażu na wiele, wiele godzin! Jego pojemność to 150 ml, co sprawia, że produkt nawet przy codziennym stosowaniu posłuży nam na naprawdę długo. Dozownik rozpyla delikatną mgiełkę. Psikając twarz i oczy z odpowiedniej odległości najpierw poczujemy nieprzyjemne uczucie ściągnięcia, następnie lepkość.. Po chwili wszystko wróci do normy, twarz będzie dalej taka jaka była przed użyciem, matowa, gładka, z tą różnicą, że trwałość wykonanego makijażu od razu skoczy do góry! Areozol ma przyjemny, delikatny zapach, a w swoim składzie zawiera panthenol, który pozwoli nam na codzienne używanie fixera bez obaw przesuszenie skóry! Podobnie jak wcześniej wspomniane produkty, sprej jest wodoodporny i niepodatny na ścieranie, nie straszna mu pogoda oraz złe warunki otoczenia. Mój test fixera polegał na stosowaniu go przez kilka dni pod rząd, następnie kilka dni przerwy, aby sprawdzić jak radzi sobie sam podkład z pudrem i faktycznie jest różnica - jedynie w trwałości, bo sprej nie zapewnia nam matu jaki gwarantuje puder :) Już wiem, że ten sprej będzie moim stałym wyborem na wszelkie imprezy i dłuższe wyjścia, na których oczekuję trwałości od mojego makijażu.


To wspaniałe trio z Pierre Rene to mój wybór na tegoroczny karnawał i zbliżające się imprezy! Dzięki nim mam zapewnioną zabawę bez obaw o mój makijaż! A Wy już wybrałyście swoje kosmetyki na zbliżający się okres zabaw? Co to będzie? Może macie jakieś perełki?


PAMIĘTAJ O MOICH SOCIAL MEDIACH!
Zaobserwuj instagrama @miller.emilia oraz polub mój fanpage Miller Emilia Blog
Nie zapomnij skomentować i zaobserwować bloga oraz zapisać się do newslettera, aby być na bieżąco!
12:10:00 18 komentarze

Hej kochani!
Koniec roku to idealna okazja na podsumowanie wszystkich osiągnięć z ostatnich 12 miesięcy. Praktykuję to od dobrych kilku lat, jednak dopiero po raz drugi dzielę się tym z Wami tutaj na blogu :) Pierwszy post został zatytułowany 2k15/2k16 i miał dla mnie szczególną wartość - tworzyłam go w momencie kiedy mój blog obchodził swoje pierwsze urodziny!
Za niedługo strona będzie obchodzić swoją drugą rocznicę i nie ukrywam, że chcę zrobić w związku z tym małe rozdanie, tak więc zostań tu na dłużej, aby być poinformowanym o zbliżającym się konkursie!


Rok 2016 przeleciał mi dosłownie przez palce. Rozpoczęłam go w Warszawie, jeszcze nie wiedząc, że za kilka miesięcy będę tu mieszkać na stałe. Nowy rok 2016 powitałam wraz ze swoim chłopakiem i razem z nim weszłam też do 2017. Dni mijały niesamowicie szybko, nie wiem czy było to spowodowane zbliżającą się maturą czy mile spędzonym czasem w gronie świetnych znajomych, jednak od studniówki nagle minęły 3 miesiące, pojawił się kwiecień, a za chwilę miałam pisać swój najważniejszy w życiu egzamin. Po 8 maturach, 6 pisemnych i 2 ustnych wreszcie odetchnęłam z ulgą.. i poszłam do pracy na 2 miesiące. Cały czerwiec i lipiec pracowałam na trzy różne zmiany, pierwszy raz miałam kontakt z pracą po nocach i wcale tego miło nie wspominam. W międzyczasie znalazłam jednak czas na podróżowanie, tego bym sobie nigdy nie odpuściła (o tym jednak osobny wątek :) ) W czerwcu obchodziłam swoje ostatnie naste urodziny w gronie moich najbliższych znajomych i chłopaka.
Z dniem 1 września odwiedziłam mury starej szkoły wraz ze swoją byłą klasą, niecały miesiąc później przeprowadziłam się do Warszawy na studia. Pełna obaw wprowadziłam się do akademika, gdzie przyszło mi dzielić pokój na 3, a łazienkę na 10, co było dla mnie całkowitą nowością. Jednak po tym czasie uważam, że mieszkanie w akademiku ma wiele plusów, których nie widziałam (lub nie chciałam widzieć) od początku. To największa zmiana w moim życiu: od tej chwili musiałam stać się bardziej samodzielna, sama planować swój budżet, czas oraz dzień. Na szczęście ominął mnie najważniejszy punkt - poznanie miasta i jego funkcjonowania - ceny, komunikacja itd. Miałam to dawno za sobą, w końcu do stolicy jeździłam regularnie od 3 lat.
Jesień minęła jeszcze szybciej niż czas przed maturą, nauka, kolokwia, zapoznanie się z uczelnią, a nawet zaangażowanie się w Samorząd Studencki! Przyszedł grudzień i odliczanie do świąt oraz Nowego Roku. Dziś witam się z Wami w pierwszym dniu Nowego 2017 roku!

Blog, jak już wspomniałam, będzie obchodzić swoje drugie urodziny. Ponownie miałam wzloty i upadki, jednak wszystko zawsze kierowało się w dobrą stronę. Przede wszystkim wybiła magiczna liczba - 100.000 wyświetleń! Zdobyłam wiele nowych czytelników, zmieniłam dwukrotnie wygląd strony i przy tym aktualnym pozostanę na dłużej :) W międzyczasie miałam problemy techniczne, znikające komentarze, resetujące się posty, rozszerzanie się zdjęć pionowych, okropne piksele. Na szczęście wszystko ustało wraz z nowym, ostatecznym szablonem. Pojawiło się nowe logo i znaczek. Fanpage zaczął szybciej zbierać polubienia, Instagram również widzi nowych obserwatorów. Pomimo tego, że bardzo chciałam wrócić do nagrywania na kanale, problemy techniczne oraz mieszkanie w akademiku nieco uniemożliwilo mi to. Jednak mam już plan na zbliżający się nowy rok jak zaradzić temu i zabrać się za dalsze nagrywanie! W odchodzącym roku byłam na dwóch spotkaniach blogowych: jedno organizowane przez Natalię i pośrednio mnie, drugie to kielecki Blogotok :)

Polubiłam pozowanie przed obiektywem i moim najczęstszym fotografem był mój chłopak, jednak nie tylko on miał szansę rozwijać sie jako fotograf. Dwukrotnie robiłam zdjęcia z Jessicą, a raz odświeżając starą znajomość z Mają.  (Więcej zdjęć w kategorii Fashion Diary)
Jestem dumna z tegorocznych blogowych osiągnięć i wiem, że kolejny rok przyniesie ich o wiele, wiele więcej!



12.000 kilometrów w podróży różnymi środkami transportu. Samochód, autostop, PolskiBus i LuxExpress, pociągi, samoloty, statki i promy. Wszystko po to, aby dostać się w wymarzone miejsce. Nie brałam pod uwagę transportu miejskiego ani chodzenia pieszo. Gdybym chciała to dodać wartość wzrosła by o kolejne tysiące. W podróży spędziłam łącznie ponad 1,5 miesiąca, a koszt przy tym był jak zawsze bardzo niski.
Pierwszy wyjazd miał miejsce juz 5 stycznia i był to lot samolotem do Wrocławia z Warszawy i z powrotem. W międzyczasie robiłam sobie wycieczki do Warszawy, Krakowa, okolicznych miejscowości w województwie Świętokrzyskim. W Wakacje doszedł Woodstock, Wiedeń i na zakończenie - Malta. Mieliśmy również zakupione bilety do Budapesztu, jednak ostatecznie nie mogliśmy pojechać- z pewnością wybiorę się tam w 2017!

Jestem zadowolona z tego kim teraz jestem. Jestem też dumna z tego jak bardzo się w tym roku rozwinęłam, ile osiągnęłam i czego się nauczyłam. Mam mnóstwo planów i marzeń koniecznych do realizacji w tym roku, więc trzymajcie kciuki!
Życzę sobie wytrwałości w postanowieniach i uśmiechu przez cały najbliższy rok.
Wam również życzę powodzenia oraz zadowolenia w 2017! Mam nadzieję, że świetnie się bawiliście wczorajszej nocy!
Pozostawiam Was jednocześnie z małą dawką zdjęć oraz filmików z Warszawy, gdzie ciągle czuć świąteczny klimat, a Nowy Rok był hucznie obchodzony :)



PAMIĘTAJ O MOICH SOCIAL MEDIACH!
Zaobserwuj instagrama @miller.emilia oraz polub mój fanpage Miller Emilia Blog
Nie zapomnij skomentować i zaobserwować bloga oraz zapisać się do newslettera, aby być na bieżąco!
17:27:00 19 komentarze
Nowsze posty
Starsze posty

O mnie

Jestem Emilia, mam 22 lata. Na moim blogu znajdziesz wpisy o dotyczące urody, mody, a także podróży! Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś dla siebie i zostaniesz ze mną na dłużej xoxo .
Kopiowanie treści oraz zdjęć zamieszczanych na blogu jest surowo zabronione.
Kontakt: miller.emilia0@gmail.com

Kategorie

RECENZJE basic event lifestyle long hair don't care moda podróże poradnik uroda

Archiwum

  • ►  2019 (5)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2018 (29)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ▼  2017 (43)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  listopada (5)
    • ►  października (2)
    • ►  września (4)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (6)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (4)
    • ▼  stycznia (4)
      • Rosewholesale haul | Makeup brushes, chokers, shaw...
      • REALASH - nowy rok, nowa ja, nowe rzęsy | Orphica
      • Pierre Rene | Skin Balance, Loose Powder, Fixer
      • Hello 2017!
  • ►  2016 (44)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (6)
    • ►  października (1)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2015 (40)
    • ►  grudnia (5)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (5)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (5)
    • ►  kwietnia (3)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2014 (4)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)

Popularne posty

  • NUDES | Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick No.13 VS No.16
    NUDES | Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick No.13 VS No.16
  • New shades of NUDE | Nowe kolory MatteCrayon Lipstick | Golden Rose
    New shades of NUDE | Nowe kolory MatteCrayon Lipstick | Golden Rose
  • RÓŻOWY: nie dla wszystkich?
    RÓŻOWY: nie dla wszystkich?
  • Jak uszyć biustonosz z koronki? DIY
    Jak uszyć biustonosz z koronki? DIY
  • Najlepsze cienie za 5 zł?! | Mystik Warsaw | Kontigo
    Najlepsze cienie za 5 zł?! | Mystik Warsaw | Kontigo

Facebook

Szukaj

Obsługiwane przez usługę Blogger.

by