Hoola czy Hoola Lite? Którą wersję kultowego bronzera wybrać? | Benefit Cosmetics

by - 12:00:00


Niecały rok temu na blogu zachwycałam się zestawem do konturowania marki Smashbox, w którego skład wchodził cudowny chłodny puder do konturowania, ciepły bronzer bez pomarańczowych tonów i jasny, żółty puder do rozjaśniania buzi, szczególnie strefy pod oczami. Spokojnie, moja miłość nie minęła, choć produkt prawie całkowicie wykończyłam. Ostatnie pół roku, kiedy słońce już nie wychodzi zza chmur, namiętnie korzystałam tylko i wyłącznie z pudru brązującego marki Benefit Cosmetics - kultowa Hoola. Do mojej rodziny dołączyła w styczniu także jego jaśniejsza i delikatniejsza siostra, czyli Hoola Lite. Na myśl przyszedł mi temat - dlaczego nie porównać ich obu i nie ułatwić wam kupna jednego (a może dwóch) z nich? Jeśli jeszcze ich nie znacie lub mieliście do czynienia tylko z jednym - przedstawię je wam w skrócie.


Oba produkty są dostępne na wyłączność w perfumerii Sephora i kosztują około 170 zł. Klasyczna Hoola jest dostępna zarówno w formacie mini o gramaturze 4g (połowa), a także w limitowanej edycji JUMBO czyli 16g (2x większa). Normalna gramatura to 8g niekończącej się przyjemności. Puder zamknięty jest w niesamowicie trwałym, opornym na ciągłe otwieranie i na upadki tekturowym opakowaniu wraz z lusterkiem i mini pędzelkiem z naturalnego włosia (osobiście nie przepadam za nim). Nigdy nie miałam do czynienia z tak świetnie wykonanym opakowaniem! Z racji tego, że pracuje w Sephorze widzę ten produkt niemal codziennie, jednocześnie wiem ile razy jest on w stanie upaść i.. się nie potłuc. Ciągłe otwieranie, używanie kilka razy dziennie przez klientów, a on ciągle wygląda idealnie. W dodatku bardzo łatwo wyczyścić tekturkę z ewentualnych zabrudzeń. Kolejną zaleta jest głębokie umieszczenie produktu - umożliwia ono zanurzenie całego pędzla i nabranie produktu, jednocześnie to co zacznie się pylić nie wysypie się poza opakowanie i przy następnym użyciu można najpierw użyć tego sproszkowanego.
Czas wyjaśnić rzucone wcześniej hasło 'niekończąca się przyjemność' - przy tak dobrej pigmentacji wydajność produktu wzrasta i nie sposób zużyć go w czasie krótszym niż rok, a nawet dwa.
Co jeszcze łączy oba te produkty? Łatwość blendowania. Nie dość, że wystarczy bardzo mała ilość produktu, żeby musnąć skórę odrobiną słońca, to rozcieranie go jest wielką przyjemnością. Jest on miękki, współgra z wcześniej nałożonym podkładem i pudrem, nie zostawia plam i wszystko da się skorygować, jednak warto pamiętać - mniej znaczy więcej i lepiej zbudować kolor dokładając warstwę, niż od razu nakładając za dużo. Efekt jest niesamowicie naturalny, na mojej neutralnej, jasnej skórze wygląda lepiej niż czyste konturowanie chłodnym bronzerem (może wystąpić efekt 'trupa'), bo dodaje jej blasku i świeżości. Warto dodać, że bronzer jest całkowicie matowy, bez ani jednej drobiny ani efektu satyny. Trwałość - nie znika buzi przez cały dzień, pozostaje na miejscu nieruszony, nie traci na intensywności i to mnie najbardziej zaskoczyło. Czas przedstawić znaczącą różnicę - kolor.



Hoola
Promienne lato, drink w cieniu palmy.. dokładnie tak opisałabym ten kolor.  Jednocześnie kolor mi się kojarzy z piachem podczas zachodzącego słońca, z delikatną domieszką ciepłych, złocistych tonów. To mieszanka całkowicie neutralna, która w mniejszej ilości może posłużyć za lekki kontur (lecz nie jest on do tego przeznaczony), a w większej do ocieplenia buzi i do tego własnie został stworzony. Pozostawia na skórze promienny kolor, przez który skóra od razu nabiera zdrowego blasku i witalności. Mała ilość działa cuda!

Hoola Lite
Z zasady przeznaczony do jasnej karnacji taka jak moja. Kolor jest ciut chłodniejszy, jednak ciągle neutralny, odcień typowo piaskowy, niczym pustynia - to dla niego idealne określenie. Nie przepadam za nim solo, daje bardzo soft efekt konturu i ocieplenia, chyba, że to ultra lekkiego makijażu (tj. korektor pod oczy i punktowo, kredka na brwi i wytuszowane rzęsy, rozświetlone policzki i usta), za to znalazłam całkowicie inne zastosowanie, które przetestowałam na kilka sposobów, jednak przekażę Wam ten najlepszy: nakładamy klasyczną Hoola na policzki, zarówno w linię konturu jak i nad (strefa ocieplenia), a następnie w samą linię konturu (zagłębienie, dziubek) nakładamy Hoola Lite, która nabiera.. chłodnego odcienia! Dzięki temu pogłębiamy nasz kontur, mając jednocześnie zdrową, promienną, muśniętą złotym słońcem skórę :)

Podsumowanie
Który wybrać?
Gdybym miała wybierać Hoola czy Hoola Lite, biorąc pod uwagę swoją jasną karnację.. wybrałabym oczywiście klasyczną wersję. Moim zdaniem wygląda o wiele lepiej na buzi, dla mnie wersja Lite jest ciut za jasna i robi się żółtawa. Dodatkową zaletą jest zużycie produktu - ciemniejszego zużyjecie mniej, bo będziecie go nakładać także mniej. Dla wprawionej ręki nie ma mowy o krzywdzie czy plamach. Jeśli jednak miałabym możliwość kupienia obu kolorów - oczywiście bym tak zrobiła!



A Wy jakie macie ulubione produkty do konturowania i ocieplania buzi?
Wolicie chłodne konturowanie czy delikatne muśnięcie słońcem i ocieplenie?
Znacie te produkty od Benefit Cosmetics? 
Który z nich wybierzecie jako pierwszy do testów?

You May Also Like

4 komentarze

  1. Ja chyba wole tradycyjna Hoole, ale fajnie ze wypuscili jasniejsza dla bladzioszkow :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Ty się ślicznie malujesz *.*
    rilseee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta wersja lite chyba bardziej mi pasuje:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podobne do produktów Makeup Revolution :) Chętnie przetestuje wersję Lite.

    OdpowiedzUsuń