ROME | FOTORELACJA | PORADNIK

by - 09:09:00

Usłyszałam, że Rzym to miasto, które kończy wszystkie podróże, że to miejsce, które odwiedza się na samym końcu. Jednak w naszym przypadku Wieczne Miasto stało się celem naszej pierwszej wspólnej wyprawy poza granicę kraju.
Rzym. Miasto o pasjonującej historii ciągnącej się przez tysiąclecia, bogatym dziedzictwie i niezliczoną liczbą turystów każdego roku przybywającą tu w celach religijnych, kulturoznawczych, podróżniczych, odkrywczych i turystycznych. Wróciłam do niego po latach, aby na nowo móc zaznać magii stolicy Włoch.



W dniu ostatniej matury mojego chłopaka zakupiliśmy bilety w promocji dwa w cenie jednego, a wczesnym rankiem 15 lipca już byliśmy w drodze do Katowic. Kilka minut po dwunastej wylądowaliśmy w stolicy Włoch. Przez małe samolotowe okienko ujrzeliśmy skwar i żar jaki bije od asfaltu. Niesamowicie wielki terminal był zapełniony ludźmi z całego świata: wszystkie kolory skóry, stroje i języki. Masa turystów, indywidualnych podróżników oraz chińskich i japońskich wycieczek panicznie trzymających się swojej grupy.


Po wyjściu z terminalu przylotów skierowaliśmy się na parking w poszukiwaniu naszego busa. Uderzył nas żar i upał, który zaledwie kilkanaście minut temu widzieliśmy jedynie przez szybę w klimatyzowanym pomieszczeniu. Po czterdziestu minutach podróży busem Terravision znaleźliśmy się na dworcu głównym Termini. Tu rozpoczyna się przygoda.


Ruszyliśmy pieszo z prowizoryczną mapką w stronę centrum Rzymu. Nasza wędrówka była przerywana krótkimi postojami w cieniu. Wąskimi, bocznymi uliczkami trafiliśmy pod nasz pierwszy ważny punkt w tym mieście, a zarazem jeden z najbardziej rozpoznawalnych. Koloseum. Bez zbędnego owijania w bawełnę, przechodzę dalej, niestety do zażalenia, które będzie nam towarzyszyć do końca wyjazdu. Jeszcze w żadnym miejscu, jakie odwiedziłam nie spotkałam się z taką masą ludzi, którzy siłą próbują nam wcisnąć do rąk zimną wodę, kwiaty, zabaweczki, czapeczki, chusty, przewodniki, cenną radę oraz hit tego sezonu - selfie sticki, krzycząc 'cześć' w kilkunastu językach. Trudno ich nie zauważyć, jak również ominąć. Jednak szybko nauczyliśmy się ich ignorować, już nawet nie odpowiadaliśmy na zaczepki. Spokojnym krokiem ruszyliśmy w stronę Via Del Corso, omijając po lewej stronie pomnik Wiktora Emanuela II. Główna ulica, której tylko część jest udostępniona pojazdom, jest wypełniona małymi sklepikami oraz barami i lodziarniami. Prowadzi prosto do naszego stałego punktu przyjazdu i odjazdu. Po długim spacerze z ciężkimi i wypchanymi plecakami na plecach, w końcu dotarliśmy do Placu Wszystkich Ludzi.




Mimo stosunkowo wczesnej pory odczuwaliśmy niemałe zmęczenie. Udaliśmy się w kierunku kolejki podmiejskiej i po dwudziestu minutach wysiedliśmy na stacji Prima Porta. Po wielu próbach znalezienia odpowiedniej trasy w końcu dotarliśmy na nasz kemping późnym wieczorem. Pomimo wielu wrażeń, jakie dostarczył nam pierwszy dzień, niemal od razu pochłonął nas sen. Nie była to jednak noc marzeń. Nie wiadomo, czy to z powodu zmęczenia, czy może jeszcze nie przyzwyczailiśmy się do tego klimatu, a może po prostu ta noc była wyjątkowo duszna, ale jedno było pewne: sen w wąskim łóżku bez klimatyzacji daje popalić.


Po męczącej nocy byliśmy jednak gotowi, aby poznać miasto. Prosto z Placu Del Popolo ruszyliśmy w stronę miejsca, o którym nie sposób nie słyszeć. Państwo w mieście. Stolica kościoła katolickiego. Niesamowicie wielki plac otoczony kolumnadą z ponad 140 postaciami, z dwiema bliźniaczymi fontannami oraz ogromną bazyliką na wprost głównego wejścia. Masa ludzi przewijających się z jednego końca placu na drugi, wbrew pozorom nie wzbudziła w nas negatywnych emocji. Ogrom tego miejsca sprawił, że byli oni rozproszeni, a jedynym większym skupiskiem była kolejka do samej bazyliki. która rosła wraz z godzinami oddalającymi się od południa.
Widok, jaki oferuje nam to miejsce zapiera dech w piersiach. Przez dłuższą chwilę staliśmy w ciszy skupiając się na magii, jaką emanuje to miejsce. Oboje poczuliśmy, że to jest obszar, na który będziemy wracać z największą przyjemnością. Wolny od nadmiaru turystów i komercji, za to wypełniony po brzegi historią i urokiem. Po chwili zamyślenia zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy w stronę jeszcze krótkiej kolejki do wnętrza bazyliki.
Przed wejściem czeka nas kontrola, niczym na lotnisku, gdzie wrzucamy na taśmę wszystkie plecaki i torby oraz metalowe przedmioty typu paski do spodni, a my przechodzimy pod bramką. Dodatkowo w celu uszanowania miejsca, do którego wchodzimy musimy mieć zakryte ramiona oraz nogi do kolan.







O ile sam obszar zewnętrzny zapiera nam dech, to wejście do środka można porównać z zawałem. Budynek jest niewyobrażalnie wielki, czego nie widać od zewnątrz. Rozciąga się po kilkadziesiąt metrów wzdłuż, na boki i do góry, a nawet w dół, gdzie znajdują się groby papieży, a grób naszego polskiego papieża znajduje się jednak w samej bazylice, gdzie przeniesiono go po beatyfikacji. Bogactwo jakie się w nim znajduje jest nieporównywalne z żadnym innym kościołem jaki do tej pory odwiedziłam. Każda część bazyliki robi odrębne, ale niesamowite wrażenie.
Wszelkie obrazy, malowidła naścienne, posągi, rzeźby, a wśród nich sama Pieta Michała Anioła skupiają na sobie uwagę i każdej należy poświęcić choćby chwilę, żeby popaść w zadumę i zastanowić się nad jego historią oraz okolicznościami powstania.
Z głównej części kościoła przenieśliśmy się na kopułę wchodząc po 550 schodach. Po drodze są dwa postoje, jeden wewnętrzny, który pozwala nam obejść dookoła po łuku kopuły i zobaczyć bazylikę w środku z góry; drugi zewnętrzny, który jest pierwszym tarasem widokowym i jest preludium widoku, jakiego doświadczymy na samej górze.
Dopiero z końcowego punktu trasy można było podziwiać niesamowite widoki, nie tylko na panoramę miasta, ale także na góry, a dla bardziej bystrych morze.





Podczas naszego sześciodniowego pobytu w Wiecznym Mieście nie skończyło się na jednokrotnym odwiedzeniu Watykanu. Było to miejsce na tyle niesamowite i przyjazne, a za razem tajemnicze, że przekroczyliśmy jego granice ponownie jeszcze dwa razy. Odwiedziliśmy Muzeum Watykańskie, a przy odrobinie sprytu uniknęliśmy kilkugodzinnego wyczekiwania w kolejce, wchodząc między polską wycieczkę i staliśmy góra 15 minut. Muzeum samo w sobie jest dość specyficzne. Pomimo obszaru jaki zajmuje, zdawać by się mogło, że nie będzie ścisku, a w rzeczywistości każdy korytarz przemierzaliśmy przeciskając się przez tłumy turystów i wycieczek słuchających przewodnika i robiących co krok zdjęcia. Zbiór dziedzictwa kulturowego z przestrzeni wieków robi wrażenie. Od starożytnego Egiptu i zmumifikowanych ciał, przez korytarz setek posągów i popiersi ze starożytnego Rzymu i Grecji, średniowieczne malowidła, zabytki kościoła prawosławnego, korytarze wypełnione kolekcjami z każdego stulecia od oświecenia do współczesności, aż do ostaniego punktu: Kaplicy Sykstyńskiej. Nie wiecie o co chodzi? Zapewne kojarzycie obraz Stworznie Adama? A także jego przeróbki np. ‘PIN i zielony proszę’ To właśnie jedno z kilkudziesięciu malowideł znajdujących się w tej ogromnej sali. Niestety, nasze oczekiwania przewyższyły rzeczywistość i nawet nie wiedzieliśmy, kiedy weszliśmy do tej kaplicy. O ile tłum turystów towarzyszł nam przez całą drogę po muzeum, tutaj spotkaliśmy ich skupisko. Przepych, poganianie przez ochroniarzy i upominanie, że panuje tu zakaz rozmów i robienia zdjęć zagłuszał wszystkie nasze zmysły i tak naprawdę nie poczuliśmy klimatu tego miejsca. Nie mogliśmy się na chwilę skupić i popaść w zadumę, bo już ktoś nas z tyłu popychał. Stety, niestety miejsce kompletnie straciło swój urok i magię, a także charakter religijny.
W Watykanie byliśmy o każdej porze dnia, poza nocą. Byliśmy świadkami zmiany warty młodziutkich Gwardzistów, a także oświadczyn. Ostatniego wieczoru jedynie siedzieliśmy pod pomnikiem na wprost bazyliki podziwiając ją podczas zachodu słońca. Miejsce było tak niesamowite, że moglibyśmy tu wracać bez końca.






Prosto z Watykanu Mostem Aniołów dostaliśmy się na Zatybrze i Dzielnicę Żydowską. W porównaniu z główną częścią Rzymu są to zupełnie dwa różne światy. Zarzecze nie jest aż tak skażone turystyką i masowymi wycieczkami. Swobodnie mogliśmy się przemieszczać pomiędzy wąskimi uliczkami pełnych restauracji, kwiatów na oknach i ludzi, którzy właśnie budzą się z popołudniowej drzemki i idą się bawić. Spędziliśmy tutaj cały wieczór, aż do zmroku. Przechodząc mostem przez rzekę możemy podziwiać oświetloną Bazylikę, a także umieszczone wzdłuż linii brzegu knajpki i restauracje. Cały klimat dopełnił Boliwijczyk grający na swoich tajemniczych instrumentach muzykę, która kazała nam stać w miejscu z otwartymi ustami.






Chyba przyszedł w końcu czas na pogadankę o samym centrum Rzymu. Tutaj nie będzie już tak entuzjastycznie i rozwlekle jak o Watykanie. Miasto, jak każdy wie, posiada całą listę miejsc, którą warto odwiedzić. Zaczęliśmy od Panteonu, który robi niemałe wrażenie. Ośmiometrowy otwór w kopule jest jedynym źródłem światła, a w nawach wewnątrz budynu znajdują się grobowce. Na schodach przed Panteonem mieliśmy okazję podziwiać lokalny zespół, który oczarował nas własną interpretacją na trąbce, gitarze elektrycznej i akustycznej znanych utworów, nawet hitów filmowych.


Początek Starożytnego Rzymu odkryjemy na Forum Romanum. Niesamowicie wielki obszar na jakim się znajduje, oraz zachowane budowle, nie tylko szczątki, ale też w całości pozwalają przenieść się w czasie i zasmakować życia, jakie było kiedyś.







Idąc za Koloseum dojdziemy do Bazyliki Św. Jana na Lateranie. Jest to kolejna budowla, która cechuje się niepozornością i wielkim rozmiarem wewnątrz. Trzecią bazyliką, o identycznych cechach, jaką odwiedziliśmy jest Św. Pawła za murami, która poza portretami papieży w środkowej części kościoła, posiada także dziedziniec z ogrodami, które wyglądają niesamowicie podczas zachodzącego słońca.




Na Campo di Fiori trafiliśmy przypadkiem wracając z Zatybrza. Urokliwy, nieduży plac, który ujrzeliśmy jedynie nocą, ale jednocześnie jeden z bardziej żywych o tej godzinie. Z każdej strony zalewały go knajpy, kawiarnie i restauracje, a dookoła mnóstwo młodzieży. Niestety zawiedliśmy się, kiedy dotarliśmy pod zjawiskową fontannę Di Trevi, która nie tylko znajdowała się za szybą, ale także ciągle była w remoncie.


Główna ulica Rzymu, Via Del Corso, prowadzi od placu Piazza Venezia aż do Piazza Del Popolo. Jak już wspomniałam od samego początku do końca wypełniona jest małymi sklepikami i knajpkami. Punktem w okolicy, który warto odwiedzić, szczególnie pod wieczór są Schody Hiszpańskie znane z wybiegów mody. Mnóstwo odpoczywających ludzi z butelką piwa w dłoni i uśmiechem na ustach. To w tym miejscu spędzaliśmy wieczory rozkoszując się spokojem, pomimo ogromu ludzi. Dzielnica, w jakiej się znajdują, należy do tych bardziej bogatych. Przeważająca liczba sklepów w tej części miasta, to te, w których ceny zaczynają się od 1000 euro za parę skarpet :) (żartuję).




Na końcowym odcinku poza bliźniaczymi kościołami umieszczonymi po prawej i lewej stronie Via Del Corso i Obeliskiem jest także punkt widokowy, na który warto się wdrapać po stromych schodach. Oferuje nam widok na panoramę całego miasta. Jest on szczególnie niesamowity przy zachodzie słońca. Będąc już na górze warto zwrócić się w drugą stronę i iść w stronę palm, gdzie zawitamy do wielkich ogrodów zwanych Villa Borghese.








Ostatni dzień spędziliśmy nad Morzem Śródziemnym. Po 4 przesiadkach z kolejek podmiejskich do metra, drugiej lini metra i znów kolejki wysiedliśmy na stacji Stella Polare, gdzie idąc za tłumem trafiliśmy na plażę. Ku naszemu zdziwieniu, zdecydowana większość plaż należała do kurortów przybrzeżnych i znalezienie wolnego miejsca, zwłaszcza w niedzielę, graniczyło z cudem. Niestety nie znaleźliśmy także żadnej przebieralni czy choćby łazienek, gdzie moglibyśmy włożyć stroje plażowe, więc pozostało nam tylko opalać się i wejść do wody do kolan. Mimo wszystko i to starczyło. Po długich węrówkach, w ciągu tych czterech poprzednich dni, delikatna woda w morzu była wybawieniem dla naszych stóp, a także możliwością do regeneracji nie tylko ich, ale też całego organizmu.








W poniedziałkowy poranek wyruszyliśmy ponownie na dworzec główny, aby wykupionym wcześniej busem dostać się na lotnisko. I tu miłe zaskoczenie, bo ani nie sprawdzali nam plecaków, nie kazali nic wyciągać (w przeciwieństwie do Polski, gdzie mieliśmy nieciekawą przygodę), a także stały tu zgrzewki półlitrowych butelek wody, aby nie musieć kupować ich za kosmiczne pieniądze w samolocie. Wylądowaliśmy o 15… i tak na prawdę nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Nie mieliśmy pomysłu jak się dostać do Kielc, a tym bardziej do Katowic, bo 25 zł za transfer lotniskowy to troche za dużo jak na tak małą odległość… Więc udało nam się dostać stopem do Bytomia, tam zostaliśmy odprawieni i poinformowani przez miłą panią, która nas podrzuciła na główny dworzec. Dojechaliśmy autobusem miejskim w pół godziny do Katowic, a tam po półtorej godzinie wsiedliśmy do luksusowego pociągu jadącego do naszego rodzinnego miasta. I na szczęście przywitała nas tu dobra pogoda :)


Rzym to niesamowite miasto. Nie tylko dlatego, że wewnątrz znajduje się odrębne pańśtwo, ale także dlatego, że ma swój niepowtarzalny klimat, niezliczoną ilość wartościowych zabytków. To miasto, które pomimo pewnych wad, jest miejscem, które prędzej czy później trzeba odwiedzić. W końcu wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.


Usłyszałam, że Rzym to miasto, które kończy wszystkie podróże, że to miejsce, które odwiedza się na samym końcu. Dopiero po powrocie i odwiedzeniu kolejnych miast zrozumiałam tą myśl. Zrozumiałam, że tak naprawdę mało które miasto może się równać z rzymskim dobytkiem, rzymską historią i rzymskimi zabytkami. Zrozumiałam też, że teraz żadne miasto nie będzie już dla mnie tak samo niesamowite jak Rzym. Stałam się wielkomiejska i wyjeżdżając gdzieś, oczekuję, że spotka mnie tam tak samo dużo atrakcyjnych miejsc.


PODSUMOWANIE
Bilet samolotowy (WizzAir) Katowice - Rzym - Katowice- 260 zł
Transfer z i na lotnisko - 8 euro
Nocleg na campingu - 10 euro za noc. Czym był nasz nocleg? Wielki camping w miasteczku za Rzymem, w naszym przypadku buda z drzwiami, oknem, żaluzjami i dwoma łóżkami, z czego jedno pełniło rolę szafy, 3 kontakty i oczywiście brak klimy. Pełna pościel, ręczniki. Małe, ale przytulne. Wielka wspólna łazienka podzielona na damską i męską, prysznice i toalety, zawsze czysta i zadbana. Czego chcieć więcej za taką cenę, skoro i tak nasz nocleg był miejscem do którego wracaliśmy około północy, aby się przespać, a następnego dnia rano wyruszyć dalej.
Bilety jednorazowe po 1,5 euro kupowaliśmy tylko na trasę camping-centrum i powrotne oraz raz kupiliśmy całodniowy (kiedy jechaliśmy nad morze). Inaczej nam nie nie kalkulowało :) Nie korzystaliśmy w ogóle z transportu wewnątrzmiejskiego, za to dzielnie nabijaliśmy kilometry przez całe miasto czy to w upale czy.. upale :)
Przeżycie, czyli jedzenie to około 40 euro, z czego średnia cena pizzy to 6-8 euro, a na śniadania wydawaliśmy około 2-4 euro.
PODSUMOWUJĄC
Koszt ogólny: niecałe 800 zł
Ilość dni: 6
Masa uśmiechu, wspomnień, zdjęć, kilometrów, a nawet straconych kilogramów.





PORADNIK

  1. Zaoszczędź pieniądze! Nie warto wydawać 1,5 euro na półtoralitrową butelkę wody. Za to znacznie lepiej zainwestować w butelkę z twardszego plastiku, który umożliwi wam napełnianie jej. O, tak! Zapomniałabym! W Rzymie co kilka uliczek znajdują się kraniki z pitną wodą, w dodatku chłodną! Nikt od tego nie umarł, wszyscy piją i oszczędzają pieniądze
  2. Jadąc do Rzymu przygotuj się na ulicznych sprzedawców. Myślę, że nie zainteresuje Cię jego towar, po prostu zamiast kiwać głową i mówić ‘nie, dziękuję’, olej i nie nawiązuj kontaktu wzrokowego.
  3. Uważaj na swoje pieniądze. Jeśli jesteś w wieku szkolnym warto zabrać ze sobą międzynarodową legitymację, aby nie mieć problemu z kupieniem biletu ulgowego. Dodatkowo zawsze przeliczaj resztę, jaką Ci wydają w sklepie - nie raz nam wydali o 10 euro za mało, a jeśli już się tak zdarzy, od razu się upomnij - nic tu nie stało się z przypadku, wszystko jest z premedytacją.
  4. Skoro już o pieniądzach mowa przygotuj się na wysokie ceny. Nie kupisz tu dobrych śniadaniowych bułeczek, owoców czy warzyw w niskiej cenie.
  5. Toalety w większości są ogólnodostępne i bezpłatne, nie ma również problemu z skorzystaniem tej w Maku.
  6. Jeśli przyjeżdżasz tu z zamiarem odwiedzenia jakiegokolwiek kościoła czy bazyliki zaopatrz się w chustę, którą zakryjesz ramiona bądź przewiążesz w pasie, aby zakryć zbyt krótkie spodenki. Bez tego ani myśl wejść do kościoła, tym bardziej do Bazyliki Św. Piotra, gdzie stróżują jak na granicy.
  7. Bądź gotowy na wszechobecne śmieci. Rzym charakteryzuje się tym, że ma chyba faktyczny problem z utylizacją śmieci. Na środku ulicy stoją przepełnione kosze, obok których tworzą się nowe.
  8. Nie wiesz gdzie zjeść? Szukasz dobrej restauracji z lokalnym jedzeniem? Wybierz tam, gdzie jest dużo ludzi - jest to znak, że powinno być tam smacznie :) PS. Dobra restauracja czy knajpka zwykle nie potrzebuje ludzi, którzy będą naganiać przechodniów do nich :)

Gratuluję tym, którzy wytrwali chociaż do połowy tak obszernego wpisu :)
Byliście kiedyś w Rzymie? Jak wrażenia? 
A może zamierzacie się tutaj wybrać?
Ja wam gorąco polecam, zwłaszcza na własną rękę, po swojemu i wydać mniej kasy. W końcu to TANIE PODRÓŻOWANIE!


You May Also Like

6 komentarze

  1. Uwielbiam Twoje wpisy! :) Każdy jest dopracowany. Mam wrażenie, że chcesz jak najwięcej przekazać i pokazać czytelnikowi. To jest naprawdę genialne.
    Oczywiście obserwuję i będę wpadać tak często, jak tylko można. :)
    http://szpiegtworzy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna fotorelacja! Od znajomych słyszałam, że Rzym jest przereklamowany a jednak to tylko zdanie nielicznych ;) Wiem też, że nie jednego turystę już tam okradziono, ale jakby spojrzeć na to nieco inaczej to... Gdzie nie ma złodziei? Mam nadzieję, że mi również uda się kiedyś ujrzeć to na żywo. Świetny blog! :)

    www.ksiezycova.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Podróż pełna świetnych wspomnień i naprawdę fajnych fotek :) Rzym jest pięknym miastem i niejedna osoba zechciała wrócić tam po raz kolejny ;)

    Pozdrawiam, Klaudia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. byłam we Włoszech, ale w Rzymie to nie :) lubię Włochy, ale w najbliższej przyszłości nie planuję tam powrotu- jak dla mnie za gorąco! :D
    widać, że wasze pierwsze wspólne wakacje się udały- oby jak najwięcej takich! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już tam bułam, ale to był tylko jeden dzień. Zamierzam wyjechać na dłużej i aktualnie szukałam takich porad :) Dziękuję :)

    Brzydki Ptak Blog

    Zapraszam do udziału w konkursie "Back to School"
    http://brzydkiptak.blogspot.ru/p/konkurs-back-to-school.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Włochy *-*
    Świetna fotorelacja ♥

    OdpowiedzUsuń