I kto by pomyślał, że będąc w klasie maturalnej sprawię sobie jeszcze jeden wyjazd, w dodatku na początku września.
Podczas lipcowej wycieczki do Warszawy z mojego konta zniknęło 60 zł, które przeznaczyłam na przejazd Polskim Busem do Pragi i z powrotem. Kolejne 10 zł wydałam na transport z Kielc do stolicy i w drugą stronę.
Kilka dni przed wyjazdem przeżywałam wielkie rozterki, czy może nie odpuścić sobie tego wyjazdu. To jednak początek szkoły, klasa maturalna, mnóstwo testów, nowych lekcji i powtórek.
Jednak chęć poznania stolicy Czech była większa. Moim towarzyszem ponownie stał się mój chłopak - Wojtek. Wymieniliśmy 200 zł na 1200 koron czeskich, a następnego dnia o 11 wyruszyliśmy do Warszawy. O 19 siedzieliśmy już w PB na końcowej stacji metra M1 - Młociny.
Jeszcze w stolicy zdecydowaliśmy, że ten wyjazd udokumentujemy w inny sposób niż zazwyczaj, szczególny sposób. W ten sposób praktycznie cały wyjazd spędziliśmy z telefonami i aparatem w rękach kręcąc filmiki.. Żałuję tylko, że nie wzięłam ładowarki od aparatu..
Podróż trwała 10 godzin, jednak większość przespaliśmy, aby o godzinie 5 stawiać pierwsze kroki na praskim dworcu autobusowym. Ponieważ na dworze ciągle panował mrok, spędziliśmy 1,5 godziny na hali dworcowej, a następnie ruszyliśmy w stronę Starego Miasta. Ta wyprawa także była w ekstrymalnych warunkach - wszystkie dni naszej podróży spędziliśmy z plecakami na plecach, w których mieliśmy wszystkie ubrania, kosmetyki, jedzenie, a nawet ręcznik. Dla niektórych może wydawać się to niemożliwe - dla nas to nic szczególnego. Męczące, ale ciekawe doświadczenie, kiedy cały swój dobytek nosisz ze sobą.
Dzień rozpoczęliśmy przed godziną siódmą. Wydaje mi się, że to był jeden z lepszych wyborów, aby wyruszyć do centrum o tej godzinie. Ujrzeliśmy zalane porannym słońcem Rynek i Most Karola. O tej porze nie było tłumów, co jednak nie oznacza, że świeciło pustkami. Natknęliśmy się na wiele młodych ludzi, którzy z plecakami kierowali się w stronę szkół. Na naszej drodze, szczególnie na moście, spotkaliśmy kilka par młodych, które robiły sobie zdjęcia ślubne w cudownym plenerze.
Cały pierwszy dzień spędziliśmy na nogach do 22. Poznaliśmy zdecydowaną część Starego Miasta, odwiedzając kościoły i podziwiając kolorowe kamienniczki na każdej ulicy. Drugiego dnia ponownie zawitaliśmy do centrum, tym razem w celu poznania praskich synagog i cmentarzy. Drugą połowę dnia spędziliśmy na wzgórzu zwanym Hradczany. Zakończenie naszego drugiego dnia było jedną z najpiękniejszych chwil, jakie kiedykolwiek przeżyliśmy... Ktoś może się domyśla?
Każda synagoga robi odrębne wrażenie, każda jest inna. Nie chodzi tylko o miejsce, gdzie one się znajdują, czy są one wolnostojącym budynkiem, czy wbudowane w jakąś kamiennicę. Każda z nich ma inny wystrój wnętrza. Na ścianach jednej z nich znajduje się ponad 77 tysięcy imion pisanych ręcznie czeskich Żydów, którzy byli ofiarami Holocaustu. Robi to piorunujące wrażenie. Jedną z bardziej interesujących i piękniejszych jest Synagoga Hiszpańska. Ciemna, zdobiona złotem, z niesamowitymi witrażami w oknach. Wewnątrz jest Muzeum Żydowskie, a co sobotę odprawiane są nabożeństwa. Najbardziej barwną synagogą, której wstępu nie obejmuje bilet, jest Synagoga Jubileuszowa.
Po stronie Starego Miasta, w nowej części, znajduje się awangardowy budynek - Tańczący Dom.
W skład królewskiej dzielnicy wchodzi Katedra św. Wita, która zaskakuje swoim rozmiarem, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Nie sposób objąć ją na zdjęciu. Poza zamkiem znajdziemy też tutaj Ogrody królewskie z Belwederem, a także słynną Złotą Uliczkę. Klimat tego miejsca sprawił, że spędziliśmy tutaj popołudnie odpoczywając przy widoku na panoramę miasta oraz próbując miejskich potraw ze stoisk.
Mentalność tłumu nakazuje iść za wszystkimi, więc kiedy zobaczyliśmy punkt widokowy, od razu wepchnęliśmy się pomiędzy azjatów, żeby móc zrobić pamiątkowe zdjęcie.. Ale jako, że nie byliśmy z grupą, która nas pogania, mogliśmy spokojnie udać się w stronę ogrodów, a tam zapoznać się z wielkim, wolnym od ludzi tarasem widokowym, z którego widok na miasto był jeszcze bardziej okazały. Ceglastoczerwone dachówki skupiały na sobie uwagę, a cień zielonych drzew sprawiła, że zostaliśmy w tym miejscu na dłużej. Odpoczywając podziwialiśmy to niesamowite miasto, żałując, że jesteśmy tu tylko dwa dni, a tak wiele jeszcze nie zobaczyliśmy.
O ile pierwszą noc spaliśmy w hotelu, to drugą spędziliśmy u Toda, naszego hosta. Żałujemy, że nie spaliśmy tam więcej niż jedną noc.
Po podróży metrem i autobusem dotarliśmy do celu. Furtkę otworzył nam niesamowicie miły i uśmiechnięty mężczyzna w okularach, który miał ponad 40 lat za sobą. Zaprowadził nas na taras, gdzie siedziała już trójka osób, pokazał nam nasze miejsce do spania, oraz do kuchnię, gdzie były pozostałe 3 osoby. Zapoznaliśmy się, po czym okazało się z kim mamy do czynienia.. Dwie polki jeżdżące autostopem po Europie, dwie austryjaczki, Melisa z Peru oraz jedyny rodzynek - Pieter z Belgii, poza Wojtkiem i Toddem oczywiście.
Właściciel gdzieś zniknął, a my całą ósemką zasiedliśmy przy herbacie. Długo nie siedzieliśmy w takim składzie, przyjechała dziewczyna z Australii, a w międzyczasie nastąpiła duża rotacja, część z nich wyszła na imprezę, część do miasta. Jednak na czas robienia pamiątkowego zdjęcia, dziwnym trafem zjawili się wszyscy. Po długich rozmowach nadszedł czas na gitarę..Wspólne granie i śpiewanie jeszcze bardziej nas zbliżyło.. Tak przyjemnie mijał czas, że nawet nie zauważyliśmy, że jest już późno w nocy, a wcześnie rano musimy wstać.
Rozeszliśmy się.. do naszego wspólnego pokoju, nam przypadło dolne łóżko, za to niewiele nad nami było już górne. Gruuuby materac, wielka pierzyna i.. coś jak łóżko-prycze :D Zasnęliśmy od razu, a o 6 już byliśmy na nogach. Po cichu zebraliśmy się i wyszliśmy z naszej wspólnej 'sypialni'. W kuchni natknęliśmy się jeszcze na Pietera, który chciał zaoferować nam swój koc, żeby nie było nam zimno, kurcze, jacy ludzie potrafią być mili. Wypiliśmy herbatę, a następnie ruszyliśmy na poszukiwania Todda, który otworzyłby nam furtkę. Kiedy spytaliśmy się czy ktokolwiek go widział, nagle nie kto inny, jak sam nasz host zerwał się na równe nogi i poszedł się z nami pożegnać.
Nasz właściciel to były podróżnik, który jeździł po świecie zaczynając od rodzinnej Ameryki. Po 25 latach zatrzymał się w Pradze i tutaj przyjmuje ludzi - backpackerów z całego świata. Niesamowita mieszanka kulturowa. Poznanie jego i ludzi, którzy tam przebywali to było najlepsza rzecz jaka nas tutaj spotkała. Wspólne rozmowy i śpiewanie zbliżyło nas na tyle, że z trudem opuszczaliśmy to miejsce, a minęło zaledwie kilka godzin od poznania.
Czemu tak wiele słów przeznaczyłam na opis przeżyć z Couchsurfingu?
Ponieważ było to moje pierwsze TAKIE doświadczenie, gdzie spotkałam ludzi podobnych do siebie, gdzie mogliśmy wymienić się kulturą jednego wieczora. Pokochałam tych ludzi i to miejsce, ale mimo wszystko żadne słowa nie są w stanie opisać tego co nas tam spotkało. To trzeba przeżyć.
Praga. Nie odwiedziliśmy wszystkiego co byśmy chcieli. Dwa dni w stolicy Czech to zdecydowanie za mało na zapoznanie się z tym miastem. Co nie zmienia jednak faktu, że zakochałam się w tym mieście, tak samo jak we Wrocławiu. Kolorowe budynki z pięknymi zdobieniami nie pozwalają oderwać od siebie wzroku. Uliczni artyści przykuwają naszą uwagę co krok, zwłaszcza muzycy - naprawdę jest czego posłuchać. Byli tacy, przy których potrafiliśmy spędzić pół godziny siedząc na kostce i wsłuchując się w magiczne dźwięki instrumentów. Nasz wybór jedzenia nie powinien być dla nikogo nowością - bagietka plus jogurt na dobry początek dnia. Warto spróbować tradycyjnych czeskich dań i przekąsek jakimi jest między innymi hot-dog ze stoiska lub knedliki. Zatrzymaj się na kawie, rozkoszuj się jej smakiem w klimatycznej kawiarni. Nie warto się śpieszyć i iść za tłumem - wybierz się do Pragi na własną rękę, poruszaj się swoimi ścieżkami i zobacz ile więcej zobaczysz i poznasz dzięki temu!
Podczas lipcowej wycieczki do Warszawy z mojego konta zniknęło 60 zł, które przeznaczyłam na przejazd Polskim Busem do Pragi i z powrotem. Kolejne 10 zł wydałam na transport z Kielc do stolicy i w drugą stronę.
Kilka dni przed wyjazdem przeżywałam wielkie rozterki, czy może nie odpuścić sobie tego wyjazdu. To jednak początek szkoły, klasa maturalna, mnóstwo testów, nowych lekcji i powtórek.
Jednak chęć poznania stolicy Czech była większa. Moim towarzyszem ponownie stał się mój chłopak - Wojtek. Wymieniliśmy 200 zł na 1200 koron czeskich, a następnego dnia o 11 wyruszyliśmy do Warszawy. O 19 siedzieliśmy już w PB na końcowej stacji metra M1 - Młociny.
Jeszcze w stolicy zdecydowaliśmy, że ten wyjazd udokumentujemy w inny sposób niż zazwyczaj, szczególny sposób. W ten sposób praktycznie cały wyjazd spędziliśmy z telefonami i aparatem w rękach kręcąc filmiki.. Żałuję tylko, że nie wzięłam ładowarki od aparatu..
Podróż trwała 10 godzin, jednak większość przespaliśmy, aby o godzinie 5 stawiać pierwsze kroki na praskim dworcu autobusowym. Ponieważ na dworze ciągle panował mrok, spędziliśmy 1,5 godziny na hali dworcowej, a następnie ruszyliśmy w stronę Starego Miasta. Ta wyprawa także była w ekstrymalnych warunkach - wszystkie dni naszej podróży spędziliśmy z plecakami na plecach, w których mieliśmy wszystkie ubrania, kosmetyki, jedzenie, a nawet ręcznik. Dla niektórych może wydawać się to niemożliwe - dla nas to nic szczególnego. Męczące, ale ciekawe doświadczenie, kiedy cały swój dobytek nosisz ze sobą.
Dzień rozpoczęliśmy przed godziną siódmą. Wydaje mi się, że to był jeden z lepszych wyborów, aby wyruszyć do centrum o tej godzinie. Ujrzeliśmy zalane porannym słońcem Rynek i Most Karola. O tej porze nie było tłumów, co jednak nie oznacza, że świeciło pustkami. Natknęliśmy się na wiele młodych ludzi, którzy z plecakami kierowali się w stronę szkół. Na naszej drodze, szczególnie na moście, spotkaliśmy kilka par młodych, które robiły sobie zdjęcia ślubne w cudownym plenerze.
Cały pierwszy dzień spędziliśmy na nogach do 22. Poznaliśmy zdecydowaną część Starego Miasta, odwiedzając kościoły i podziwiając kolorowe kamienniczki na każdej ulicy. Drugiego dnia ponownie zawitaliśmy do centrum, tym razem w celu poznania praskich synagog i cmentarzy. Drugą połowę dnia spędziliśmy na wzgórzu zwanym Hradczany. Zakończenie naszego drugiego dnia było jedną z najpiękniejszych chwil, jakie kiedykolwiek przeżyliśmy... Ktoś może się domyśla?
Rynek i Stare Miasto
Jeśli chociaż raz byłeś we Wrocławiu i spodobał Ci się tamtejszy rynek ze Starego Miasta, to wiedz, że Praga jest dla Ciebie. Przedwojenna, zachodnia architektura zawitała do centrum stolicy pozostawiając za sobą niezliczoną ilość wysokich, kolorowych kamienniczek, pozostawionych w nienaruszonym stanie, brukowane uliczki i alejki oraz punkty, z których możemy podziwiać niesamowitą panoramę miasta.
Po tym pięknym SM można chodzić bez końca, jednak są też inne miejsca, które TRZEBA ZOBACZYĆ.
Józefów
Jak już wcześniej wspomniałam warto nabyć bilet do praskich synagog i poświęcić na ich zwiedzanie pół dnia. Bilety jakie zakupiliśmy obejmowały wstęp do 4 synagog, hali ceremonialnej i na cmentarz żydowski, a nawet małe muzeum/wystawę. Odpuściliśmy sobie jednak Staronową, która podobnież nie jest warta swojej ceny (dodatkowej opłaty)Każda synagoga robi odrębne wrażenie, każda jest inna. Nie chodzi tylko o miejsce, gdzie one się znajdują, czy są one wolnostojącym budynkiem, czy wbudowane w jakąś kamiennicę. Każda z nich ma inny wystrój wnętrza. Na ścianach jednej z nich znajduje się ponad 77 tysięcy imion pisanych ręcznie czeskich Żydów, którzy byli ofiarami Holocaustu. Robi to piorunujące wrażenie. Jedną z bardziej interesujących i piękniejszych jest Synagoga Hiszpańska. Ciemna, zdobiona złotem, z niesamowitymi witrażami w oknach. Wewnątrz jest Muzeum Żydowskie, a co sobotę odprawiane są nabożeństwa. Najbardziej barwną synagogą, której wstępu nie obejmuje bilet, jest Synagoga Jubileuszowa.
Wybrzeże Wełtawy
Warto wybrać się na spacer wzdłuż wybrzeża rzeki, która przepływa przez Pragę. Doświadczymy tam niesamowitego widoku na Hradczany odraz z drugiej strony wody na SM. Warto tu zajrzeć nie tylko za dnia, ale także na zachód słońca oraz zmierzch. Obie strony miasta łączą mosty, w tym najpopularniejszy Most Karola o długości pół kilometra. Pomiędzy wielkimi figurami umieszczonymi na moście możemy podziwiać panoramę miasta.Po stronie Starego Miasta, w nowej części, znajduje się awangardowy budynek - Tańczący Dom.
Mała Strana
To druga strona wybrzeża Wełtawy znajdująca się u stóp zamku na wzgórzu. Kolejna dawka słodkich, kolorowych kamienniczek. Barokowe zdobienia, wąskie uliczki i schody. Wiele klimatycznych knajpek, znanych piwiarni oraz restauracji. Ściana Lennona. Mały wstęp do kolejnego punktu wyprawy...
Hradczany
I takim krótkim wstępem zawitaliśmy wzgórzu. Aby się na nim znaleźć pokonaliśmy długie schody oraz alejki idące ostro pod górkę. Za to, to co nas spotkało na górze było nagrodą za ten przyśpieszony oddech i bolące nogi.W skład królewskiej dzielnicy wchodzi Katedra św. Wita, która zaskakuje swoim rozmiarem, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Nie sposób objąć ją na zdjęciu. Poza zamkiem znajdziemy też tutaj Ogrody królewskie z Belwederem, a także słynną Złotą Uliczkę. Klimat tego miejsca sprawił, że spędziliśmy tutaj popołudnie odpoczywając przy widoku na panoramę miasta oraz próbując miejskich potraw ze stoisk.
Mentalność tłumu nakazuje iść za wszystkimi, więc kiedy zobaczyliśmy punkt widokowy, od razu wepchnęliśmy się pomiędzy azjatów, żeby móc zrobić pamiątkowe zdjęcie.. Ale jako, że nie byliśmy z grupą, która nas pogania, mogliśmy spokojnie udać się w stronę ogrodów, a tam zapoznać się z wielkim, wolnym od ludzi tarasem widokowym, z którego widok na miasto był jeszcze bardziej okazały. Ceglastoczerwone dachówki skupiały na sobie uwagę, a cień zielonych drzew sprawiła, że zostaliśmy w tym miejscu na dłużej. Odpoczywając podziwialiśmy to niesamowite miasto, żałując, że jesteśmy tu tylko dwa dni, a tak wiele jeszcze nie zobaczyliśmy.
Couchsurfing
Nasze kolejne doświadczenie, moje drugie, Wojtka-trzecie. O Couch'u wspominałam już tutaj i tutaj. Jednak.. To co przeżyliśmy tutaj, tym razem.. Będziemy wspominać do końca życia, chyba nic nie będzie w stanie tego przebić.O ile pierwszą noc spaliśmy w hotelu, to drugą spędziliśmy u Toda, naszego hosta. Żałujemy, że nie spaliśmy tam więcej niż jedną noc.
Po podróży metrem i autobusem dotarliśmy do celu. Furtkę otworzył nam niesamowicie miły i uśmiechnięty mężczyzna w okularach, który miał ponad 40 lat za sobą. Zaprowadził nas na taras, gdzie siedziała już trójka osób, pokazał nam nasze miejsce do spania, oraz do kuchnię, gdzie były pozostałe 3 osoby. Zapoznaliśmy się, po czym okazało się z kim mamy do czynienia.. Dwie polki jeżdżące autostopem po Europie, dwie austryjaczki, Melisa z Peru oraz jedyny rodzynek - Pieter z Belgii, poza Wojtkiem i Toddem oczywiście.
Właściciel gdzieś zniknął, a my całą ósemką zasiedliśmy przy herbacie. Długo nie siedzieliśmy w takim składzie, przyjechała dziewczyna z Australii, a w międzyczasie nastąpiła duża rotacja, część z nich wyszła na imprezę, część do miasta. Jednak na czas robienia pamiątkowego zdjęcia, dziwnym trafem zjawili się wszyscy. Po długich rozmowach nadszedł czas na gitarę..Wspólne granie i śpiewanie jeszcze bardziej nas zbliżyło.. Tak przyjemnie mijał czas, że nawet nie zauważyliśmy, że jest już późno w nocy, a wcześnie rano musimy wstać.
Rozeszliśmy się.. do naszego wspólnego pokoju, nam przypadło dolne łóżko, za to niewiele nad nami było już górne. Gruuuby materac, wielka pierzyna i.. coś jak łóżko-prycze :D Zasnęliśmy od razu, a o 6 już byliśmy na nogach. Po cichu zebraliśmy się i wyszliśmy z naszej wspólnej 'sypialni'. W kuchni natknęliśmy się jeszcze na Pietera, który chciał zaoferować nam swój koc, żeby nie było nam zimno, kurcze, jacy ludzie potrafią być mili. Wypiliśmy herbatę, a następnie ruszyliśmy na poszukiwania Todda, który otworzyłby nam furtkę. Kiedy spytaliśmy się czy ktokolwiek go widział, nagle nie kto inny, jak sam nasz host zerwał się na równe nogi i poszedł się z nami pożegnać.
Nasz właściciel to były podróżnik, który jeździł po świecie zaczynając od rodzinnej Ameryki. Po 25 latach zatrzymał się w Pradze i tutaj przyjmuje ludzi - backpackerów z całego świata. Niesamowita mieszanka kulturowa. Poznanie jego i ludzi, którzy tam przebywali to było najlepsza rzecz jaka nas tutaj spotkała. Wspólne rozmowy i śpiewanie zbliżyło nas na tyle, że z trudem opuszczaliśmy to miejsce, a minęło zaledwie kilka godzin od poznania.
Czemu tak wiele słów przeznaczyłam na opis przeżyć z Couchsurfingu?
Ponieważ było to moje pierwsze TAKIE doświadczenie, gdzie spotkałam ludzi podobnych do siebie, gdzie mogliśmy wymienić się kulturą jednego wieczora. Pokochałam tych ludzi i to miejsce, ale mimo wszystko żadne słowa nie są w stanie opisać tego co nas tam spotkało. To trzeba przeżyć.
Praga. Nie odwiedziliśmy wszystkiego co byśmy chcieli. Dwa dni w stolicy Czech to zdecydowanie za mało na zapoznanie się z tym miastem. Co nie zmienia jednak faktu, że zakochałam się w tym mieście, tak samo jak we Wrocławiu. Kolorowe budynki z pięknymi zdobieniami nie pozwalają oderwać od siebie wzroku. Uliczni artyści przykuwają naszą uwagę co krok, zwłaszcza muzycy - naprawdę jest czego posłuchać. Byli tacy, przy których potrafiliśmy spędzić pół godziny siedząc na kostce i wsłuchując się w magiczne dźwięki instrumentów. Nasz wybór jedzenia nie powinien być dla nikogo nowością - bagietka plus jogurt na dobry początek dnia. Warto spróbować tradycyjnych czeskich dań i przekąsek jakimi jest między innymi hot-dog ze stoiska lub knedliki. Zatrzymaj się na kawie, rozkoszuj się jej smakiem w klimatycznej kawiarni. Nie warto się śpieszyć i iść za tłumem - wybierz się do Pragi na własną rękę, poruszaj się swoimi ścieżkami i zobacz ile więcej zobaczysz i poznasz dzięki temu!
Podsumowanie
Data wyjazdu: 8-12 września 2015
W Pradze: 2 dni
Towarzysz: mój chłopak - Wojtek
Koszt: 70 zł transport PB + 200 na miejscu na nocleg, jedzenie, przyjemności i transport po mieście
PRAGA.
Miasto, które żyje.
Pełne uśmiechu i barwnych uliczek.
Piękne zarówno w dzień jak i nocą.
Jedno z miejsc, do którego z pewnością wrócę nie raz.
Z pozdrowieniami
Emilka i Wojtek
0 komentarze